Zeznanie Antoniego Józefa Porzygowskiego o zbrodniach popełnionych przez Niemców w więzieniu mokotowskim przy ul. Rakowieckiej w Warszawie

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki


Zeznanie Antoniego Józefa Porzygowskiego o zbrodniach popełnionych przez Niemców w więzieniu mokotowskim przy ul. Rakowieckiej w Warszawie • Antoni Józef Porzygowski
Zeznanie Antoniego Józefa Porzygowskiego o zbrodniach popełnionych przez Niemców w więzieniu mokotowskim przy ul. Rakowieckiej w Warszawie
Antoni Józef Porzygowski

Nr 43

Sygn. 1100 z/III, k. 660

Dnia 4.V.1948 r. w Warszawie SG H. Wereńko przesłuchała niż. wym. świadka. Świadek: ANTONI JÓZEF PORZYGOWSKI, ur. 6.4.1891 r., 3 oddz. szkoły powsz., piekarz – właściciel piekarni, zam. Milanówek, ul. Bulwar Stalina nr 10.

Wybuch powstania warszawskiego 1944 r. zastał mnie w więzieniu mokotowskim na oddziale X. Byłem w więzieniu na skutek sprawy o nielegalny handel (pośrednictwo w sprzedaży jaj), skazany na 4 lata więzienia.

W końcu lipca 1944 r. władze więzienne otrzymały rozkaz od władz niemieckich zwolnienia wszystkich więźniów. Zwalniano od 23-go lipca w ciągu kilku dni skazanych na kary pozbawienia wolności do lat [pięciu]. W dniu 31.VII.1944 r. nadeszło odwołanie rozkazu zwolnienia więźniów, wobec nadużyć, pobierania łapówek, zwalniania przez władze więzienne. Ode mnie zażądał Niemiec – kierownik biura – 10 000 zł za zwolnienie (nazwiska nie pamiętam). Stan więźniów przed zwalnianiem wynosił ponad tysiąc osób. Naczelnikiem więzienia był Niemiec na stanowisku Regierungsrat, nazwiska nie znam. Kierownikiem więzienia był Niemiec Hitzinger.

W dniu 2.VIII.1944 r., około godz. 16-tej, oddział SS, zdaje się z koszar położonych naprzeciwko więzienia, zajął więzienie. SS-mani zabrali więźniów z [dwóch] oddziałów na dole, gdzie siedzieli więźniowie pod śledztwem. Kazali im kopać doły długości 25-30 m, szerokości 2 m, głębokości 1 m wzdłuż pawilonu X po stronie pralni, [drugi] na placu spacerowym od strony Alei Niepodległości, [trzeci] na placu spacerowym od strony ulicy Kazimierzowskiej. Widziałem to z okien mojej celi na I piętrze od strony placów spacerowych. Widziałem, jak w czasie kopania dołu przez więźniów grupa około 12 SS-manów piła wódkę z pełnych butelek litrowych wyjmowanych ze skrzyni. Po wykopaniu dołów widziałem, jak SS-mani kazali stanąć twarzą do dołu grupie około 60 więźniów, którzy doły kopali, i strzelali do nich z ręcznych karabinów maszynowych od tyłu.

Słyszałem, jak SS-mani otwierali na I piętrze cele i zabierali więźniów, których następnie przyprowadzili do dołów grupami po kilkunastu i rozstrzeliwali od tyłu. Niektórym przed rozstrzelaniem kazali zdejmować buty i ubranie. Widziałem, jak w ten sposób rozstrzelano część więźniów także z izby chorych. Później dowiedziałem się, iż lżej chorzy uciekli, wdrapując się na strych, a stamtąd w nocy przez mur ogrodzenia, gdzie im pomogła ludność cywilna. Z tej grupy spotkałem później ocalałego więźnia, lecz nazwiska jego nie znam. Był w AK. W tym czasie recydywiści i więźniowie posiadający duże wyroki byli zgrupowani na parterze w części oddziału X. Oddziały III sanitarny i V były także na parterze. Widziałem, iż z parteru najpierw więźniów wyprowadzono.

Ja przebywałem w oddziale X na pierwszym piętrze w celi nr 29. Posłyszałem, iż do mojej celi zbliżają się SS-mani i wtedy ukryłem się pod łóżkiem. Byłem wtedy w celi tylko z Janem Landzkim (pod śledztwem za handel nielegalny), trzeciego więźnia Łopatę Alfreda wywieziono przed powstaniem do więzienia w Wiśniczu (obecnie nie żyje). SS-mani zabrali najprzód Landzkiego. Następnie SS-man podniósł łóżko, zaczął mnie kopać nogami i wyprowadził mnie nieco później. Schodząc z pierwszego piętra widziałem na parterze Landzkiego w grupie innych więźniów. Brat Landzkiego jest obecnie inżynierem w Warszawie. Mnie wyprowadzono pojedynczo do dołu koło kotłowni na placu spacerowym od strony Al. Niepodległości. SS-man kazał odwrócić mi się twarzą do dołu, strzelił i kopnął nogą. Kula przeszła mi za uchem (słyszałem świst) i upadłem twarzą na zwłoki. Leżałem bez ruchu, a po chwili już oprzytomniałem. Na mnie padały zwłoki. Słyszałem strzały egzekucyjne oraz dobijające rannych, gdy ktoś się poruszył.

W pewnej chwili, nie mogąc znieść ciężaru zwłok, postanowiłem wstać i skończyć życie. Byłem pewny, że SS-mani zaraz po podniesieniu się zastrzelą mnie. Spojrzałem do góry i zobaczyłem, że nikogo nade mną nie ma. Z trudem wydostałem się spod trupów gubiąc fotografię i wyczołgałem się pod kotłownię, gdzie się zagrzebałem w miał. Razem ze mną wydostał się spod trupów więzień, którego nazwiska nie znam. Wiem, że rozstrzelano mu wtedy ojca i brata. Był sam ranny w ucho prawe, potem, wiem, że wstąpił do AK. Obaj zagrzebaliśmy się w miał węglowy.

Przez cały czas egzekucji i teraz padał deszcz. Było to około godz. 9-tej wieczorem, było już ciemno. Po pewnym czasie posłyszeliśmy tupot i zobaczyłem, iż grupa więźniów ucieka przez oddział papierniczy dachem i przez mur ogrodzenia w Aleję Niepodległości. Dołączyliśmy się do uciekających, ludność cywilna podawała drabiny. Było nas około 240 – 260 więźniów. W ten sposób zorientowałem się, iż zostało rozstrzelanych ponad 600 osób – więźniów.

Od uciekającej ze mną gromady więźniów (Szykulski Zygmunt w Warszawie, adresu nie znam, razem uciekał) dowiedziałem się, iż więźniowie na pierwszym piętrze w VII oddziale wybili mur łączący dwie cele ławkami, połączyli się i gdy grupa SS-manów weszła, obezwładnili ich, odebrali broń i do następnych grup SS otworzyli ogień, blokując przejście zapalili sienniki i zagrodzili drogę ławkami. Uwolnili innych więźniów, zeszli na parter i przez kuchnię wśród ulewnego deszczu połączyli się ze mną. Czy ktoś z gmachu pozostał, nie wiem. Uciekając, nie słyszałem, by za nami strzelano.

Był ulewny deszcz. SS-mani liczyli raczej, że więźniowie będą uciekać główną bramą, a oni uciekali przez dach magazynu papierniczego po drabinie podanej przez ludność, tym tłumaczę sobie, że nie było pościgu. Z jakich oddziałów więźniowie ocaleli, nie wiem. Z więźniów, którzy ze mną ocaleli, znam tylko Zygmunta Szykulskiego, obecnie zamieszkałego w Warszawie, adresu bliższego nie znam.

Słyszałem później, iż ocalonego więźnia Ratajskiego i z nim razem przebywającego w celi współtowarzysza kolejarza (nazwiska nie znam) akowcy rozstrzelali za współpracę z Niemcami. Słyszałem od więźniów, iż SS-mani dobijali rannych w rowach rzucając granaty. Sam tego nie widziałem i wybuchu granatów nie słyszałem, a może nie zdaję sobie sprawy, iż były. Słyszałem od więźniów, iż przed mordem SS-mani zamknęli w celi straż polską więzienia.

Strażnicy przeżyli. Kilku z nich spotkałem, m.in. Karpińskiego (oddziałowego oddziału X), brat jego prowadził sklep spożywczy w Łowiczu (adresu nie znam). Widziano w Grodzisku przodownika Dunajczyka, obecnego adresu nie znam. Czy inspektor więzienia Szperlek był w więzieniu w dniu 2.VIII, nie wiem. Po ucieczce z więzienia powstańcy opatrzyli mnie, dając czystą odzież, po czym przedostałem się na Sadybę.

Na tym protokół zakończono i odczytano.

(–) Antoni Józef Porzygowski

Członek Okręgowej Komisji
Sędzia Grodzki (–) H. Wereńko



Ten tekst nie jest objęty majątkowymi prawami autorskimi lub prawa te wygasły. Jest zatem w domenie publicznej. Więcej informacji na stronie dyskusji.