Zaczarowane koło/Akt V

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki

Sala jak w akcie II. Na środku sceny stół, przykryty kilimem, i parę krzeseł. Przez okno wpada światło pogodnego poranku. Kotara na drzwiach do sypialni rozsunięta. Wojewoda przy kilku świecach woskowych kończy się ubierać z pomocą Chojnackiego, który zawiązuje mu pas. Za sceną słychać ciągle głuche stukanie.

WOJEWODA

W podwórzu ta stukanina,
To pewno cieśla się krząta?

CHOJNACKI
wiążąc

Cieśla...

WOJEWODA
po chwili

Która to godzina?

CHOJNACKI

W sali wybiła już piąta.

WOJEWODA
po chwili

Kat przyjechał?...

CHOJNACKI

Już od rana
Expectat na zawołanie
Jaśnie Wielmożnego Pana.

WOJEWODA
z sypialnianej alkowy wychodzi na scenę i staje w otwartym oknie

Nie przyznał się?!...

CHOJNACKI

Jaśnie Panie,
Próżno go inkwirowałem,
Na nic się zdały zachody.

WOJEWODA

Nie chce gadać?

CHOJNACKI

Nie chce, milczy,
Jak wczoraj przed trybunałem
Jaśnie Pana Wojewody.

WOJEWODA

Cóż robi?...

CHOJNACKI

Cóż by?! Wzrok wilczy
Utkwiony trzyma w podłogę
I siedzi, jakoby drewno...

WOJEWODA

Ja dłużej czekać nie mogę,
Zresztą konwikcję mam pewną
I dowody, że jest winny
Morderstwa...

CHOJNACKI

A któż by inny?!
Schwytali in flagranti prawie,
Z koszulą krwawą na przodzie,
Przy trupie w groźnej postawie.

WOJEWODA

I uciec chciał...

CHOJNACKI

A siekiera,
Że jego jest, sam nie przeczy,
Na cóż Panu Wojewodzie
Dalsze jeszcze argumenty?!

WOJEWODA

Milczy, albo się wypiera
Golem słowem. Nie do rzeczy
Plótł przed sądem: te wykręty,
Ta krew z nosa et caetera...

CHOJNACKI

A świadectwo organisty,
Nicże to? Skoro mię pyta
Waszmość, jaka moja szczera
Konwikcja, tedy ja myślę,
Że zbrodniarz jest oczywisty.
Gorzej, bestia jadowita,
Którą nie przy życiu chować,
Lecz gardłem karać i kwita.

WOJEWODA

Niech no go tu Waćpan przyśle,
I organistę Waść sprowadź...

Chojnacki wychodzi

Jeszcze raz go zbadam ściśle,
Gdy mu winę udowodnię,
Może wyzna swoją zbrodnię.

Po chwili wchodzi Drwal pod strażą, ubrany jak w akcie III, w czystej, zgrzebnej koszuli, boso, bez czapki. Na rękach i nogach kajdany. Staje w drzwiach na pół nieprzytomny i blady, oczyma wybałuszonymi bezmyślnie patrzy spode łba przed siebie.

WOJEWODA
mierząc go długo wzrokiem

Chodź tu... widzisz?...

Wskazuje za okno

DRWAL
którego straż przywiodła do okna

Rany!... Rany!...

Bełkocąc i jęcząc, zasłania sobie oczy

WOJEWODA

Cóż... widziałeś szubienicę?

DRWAL

Nie... nie... nie chcę... ja się boję!...

WOJEWODA

Nie krzycz! Jeno zapytany
Odpowiedz na kwestie moje...
Patrz mi w twarz... prosto w źrenice!

W wrogu staje Chojnacki, trzymając w ręku siekierę, koszulę skrwawioną i czapkę Drwala.

WOJEWODA

Już ci kłamstwo nie pomoże,
Więc w ostatecznym terminie
Mów prawdę...

DRWAL

Oj, mocny Boże!

WOJEWODA

Tyś zabił? Mów!...

DRWAL

Nie ja! Nie ja!

WOJEWODA

I tak cię kara nie minie,
Nie neguj, próżna nadzieja...

DRWAL

Com ja krzyw?!

WOJEWODA

Łżesz nadaremno!

DRWAL

Jezusie!

WOJEWODA

Wyznanie szczere
Uczyń w ostatniej godzinie.

DRWAL

Ja nic nie wiem...

WOJEWODA
pokazując siekierę

Tę siekierę
Znasz?... Cóż na nią tak z ukosa
Pozierasz? Mów... twoja własna?

DRWAL
milczy i spuszcza głowę

WOJEWODA
wskazując koszulę

Skąd krew na twojej koszuli?...
Jeno nie gadaj, że z nosa!...
Najdź jakie lepsze fortele...

Drwal milczy

WOJEWODA

Czyja to krew, to rzecz jasna...

CHOJNACKI

Milczy, we czworo się kuli,
Jak wilk, schwytany w zastawie.

WOJEWODA

A przy młynarzowem ciele
Czapka znaleziona w trawie
I pełna krwi — skąd się bierze?
Wszak twoja?...

Drwal milczy

WOJEWODA
po chwili

Niech wnijdzie świadek...
Jeszcze raz mu go postawię
Do oczu...

Chojnacki wprowadza Organistę

DRWAL
do siebie przez zęby

Oj, Leśny Dziadek
Skarał mię... skarał!... Juz po mnie...

ORGANISTA
z głębokim ukłonem

Laudetur... Do nóg się chylę
Jaśnie Wielmożnego Pana...

WOJEWODA

Mów, co wiesz...

ORGANISTA

Ano, przytomnie
Słyszałem na własne uszy
Niby jako...

WOJEWODA

Czekaj chwilę,
Choć od ciebie odebrana
Już była przysięga wczora,
Na krzyż i zbawienie duszy;
Wszelako przysiąż de novo,

Do Chojnackiego

Krzyż naszego Redamptora
Wisi nad mojem wezgłowiem....
Pójdzie Waść nad moje łoże,
Crucifixum Waść przyniesie
Item i świecę woskową
Jedną... i drugą...

Chojnacki przynosi

ORGANISTA
powtarzając równo z Wojewodą

To, co powiem,
Prawdą jest... Tak mi Ty, Boże,
Dopomóż...

WOJEWODA

Mów...

ORGANISTA

Niby... w lesie...
Ponoś w połedniowej porze
Chodzę, idący — a chodzę
I wciąż patrzę onej flaszy,
Com ją to zgubił na drodze.

WOJEWODA

Prędzej!

ORGANISTA

Zaraz, po kolei,
Proszę Łaskawości Waszej,
Powoli wszystko się sklei;
Introibo od altare:
Do rzeczy dojdę — ad rei...
Więc patrzę, a tu drwal ścina
Podle drogi drzewo stare...
Gadam z nim, a ten zaczyna
Kląć okrutnie na młynarza.
Oj, requiescat in pace
Nieboszczyk, więc się odgraża...
To własne słowa słyszane:
(Z przeproszeniem) „Temu ścierwie
Za służbę moją zapłacę,
— Powiada — już on oberwie,
Niech ja go ino dostanę”...
I takie pogróżki czyni,
Że mu więc gnaty połamie...
Tyle wiem... To jest spisane
Et confitebor Domini
Cum spiritu tuo. — Amen

WOJEWODA
Do Drwala

Zali organista kłamie?!
Mów! Jaka twoja obrona?

Drwal milczy

CHOJNACKI

Nic nie może mówić, tamen
Ipse consentit tacendo.

WOJEWODA

Chojnacki! Inkaustu! Pióra!

Chojnacki podaje

Wnet iustitia się wykona,
Decreta spełniane będą!
Kat za długo nań już czeka!
Oto moja sygnatura...
Prędzej! Brać tego człowieka!

Chojnacki, odebrawszy wyrok, wychodzi głównymi drzwiami, za nim wyprowadzają Drwala, omdlewającego z przerażenia. Za Drwalem wychodzą wszyscy, prócz Wojewody, który staje przy oknie i wygląda na podwórze.

WOJEWODA
po chwili

Zatrzymali się w pochodzie?!

Wychyla się i woła

Chojnacki! Co się tam stało?

Chojnacki wbiega po chwili

Egzekucja się odwleka?
Czy brak jest czego w dekrecie?

CHOJNACKI

Niosę nowinę niemałą
Jaśnie Panu Wojewodzie.

WOJEWODA

Quid novi? Gadaj Waść przecie!...

CHOJNACKI

Pan Kasztelan jest w gospodzie
Pod zamkiem. Pono dworzanie
W tym zajeździe nań czekali,
Przybywszy jeszcze dziś nocą...
Lada chwila tutaj stanie:
Przyodziewa się paradnie
I zajedzie w wielkiej gali,
Poszóstną złotą karocą.

WOJEWODA

Tak nagle i niespodzianie!

CHOJNACKI

Odłożyć tandem wypadnie
Egzekucję... ja propono...

WOJEWODA

Wszak ci go nie powitamy
Szubienicą, ustawioną
Na dziedzińcu, na wprost bramy,
I wisielcem na powrozie
Dyndającym.

CHOJNACKI

Nie wypada,
Waszej Mości racja święta!

WOJEWODA
myśląc

Czekaj Waść najdzie się rada...

po chwili

Stante pede Waść na wozie
Wyekspediuj delikwenta.
Ksiądz i kat niechaj z nim siada;
Szubienicę się wykopie,
Która item przewieziona
Będzie i co prędzej wbite
W miasteczku, podle ratusza,
Gdzie bez zwłoki na tym chłopie
Egzekucja się wykona.
Raz trzeba skończyć i kwita!

Chojnacki chce wyjść

Pan Ryło niech z nimi rusza,
Albowiem dekret odczyta,
Który przy jego dozorze
Spełnion będzie... Panu Ryle
Powiedz Waść, by się spieszyli.

CHOJNACKI

Już ja się wszystkiem zatrudnię
I, jak potrzeba, ułożę.
Do miasteczka mają milę,
Teraz jest po siódmej, czyli
Że powinni na południe
Być z powrotem...

Skłania się i chce wyjść

WOJEWODA

Ale, ale,
Niech no Waść każe w tej chwili
Inwitowiać Jej Mość Pannę,
Żeby tu zeszła na salę.

Chojnacki po kręconych schodach wychodzi na górę

WOJEWODA

Idzie?

CHOJNACKI

Zaraz tu będzie.

WOJEWODA

Idź Waść.

Chojnacki wychodzi, po małej chwili z góry zbiega Wojewodzianka

WOJEWODZIANKA
w rannym negliżu

Pan Ojciec Dobrodziej
Wołał? Życzę z dobrem zdrowiem
Dnia dobrego...

Całuje go w rękę

WOJEWODA
pocałowawszy ją w twarz, wskazuje jej siedzenie

Niech usiądzie
Aśćka i słucha, co powiem.
Weszłaś Aśćka in aetatem
Nubilem, innemi słowy,
W on wiek, co Hymenu kwiatem
Zwykł panieńskie wieńczyć głowy
U małżeńskiego ołtarza.
Ale, Basiu, nie dość na tem,
Oznajmuję ci nowinę,
Iż oto właśnie się zdarza
Ktoś, kogo ja kandydatem
Do twej ręki widzę mile.
Kto zacz? To już za godzinę.
Zobaczysz sama... Jest młody,
W męskich lat kwitnącej sile,
Zacny rodem et nomine,
Edukacją i urodą,
I prezencją, i personą.
Gdy wiosną byłem w Warszawie,
Traktował o rękę twoje,
Co ja przyjąłem łaskawie.
Dziś przyjeżdża, więc suppono,
Iż się wybrał w onej sprawie.
Niech przeto przystojne stroje
Aśćka przyoblecze na się,
Ażebyś była gotową,
Skoro cię po małym czasie
Przyzwę... A dla konkurenta
Miej Aśćka przychylne słowo...

Po chwili

Cóż Aśćka nie odpowiada?

WOJEWODZIANKA
która z przejęciem słuchała, czerwieniąc się i blednąc na przemiany, pochyla się ojcu do nóg

Pana ojca wola święta...
I dziękuję Waszmość Panu...

WOJEWODA

Dobrze to, żeś Aśćka rada
Wnijść do małżeńskiego stanu.
Czemuż tak spuszczasz ślepięta?...
I płonisz się, jak te róże?...

CHOJNACKI
stając w progu

Jedzie! Wjeżdża na podwórze!

Wojewodzianka porywa się i biegnie na górę. Wojewoda, za nim Chojnacki, wychodzą głównymi drzwiami.

WOJEWODZIANKA
wraca szybko ze schodów i podbiega do okna

W jakiej on zjeżdża kolasie
Pozłocistej... o! wysiada...
I wcale foremny zda się.

Nadsłuchując

W sieniach z panem ojcem gada...

Bardzo spiesznie wybiega na górę i wchodzi do swoich komnat. Kasztelan, młody, przystojny, trzydziestoletni człowiek, w ruchach trochę pompatyczny, podgolona czupryna, do góry zakręcony, duży wąs, chód posuwisty. Strój polski, bardzo bogaty i świetny. Certuje się z Wojewodą u progu: żaden nie chce wejść pierwszy.

WOJEWODA

Proszę...

KASZTELAN

Nie! Po Waszej Mości...

WOJEWODA

Nazbyt długo w progu stoim...
Proszę!

Wchodzą: Kasztelan, Wojewoda

Najmilszego z gości
Witam... witam w domu moim!

Podają sobie ręce.
Za nimi przez drzwi, na ścieżaj otwarte, wchodzą i przy ścianie stają dworzanie kasztelańscy i wojewodzińscy, wśród których Chojnacki. — Na chórze ukazuje się niebawem Wojewodzianka i stoi przez całą scenę nie widziana.

KASZTELAN
uroczyście

Miłościwy Wojewodo,
Mnie wielce łaskawy panie,
Fortunę, co włada światem
I rządzi wszelką przygodą,
Już sobie dawni Rzymianie
I Grecy figurowali,
Iż jest na kole skrzydlatem
Nadobna panna stojąca,
Która homini mortali
Wznieść się in felicitatem
Pozwala i zaś go strąca
In profundum niespodzianie.
Lecz stąd, że fortuna kołem
Toczy się w losów przemianie,
Do czegóż tu asumpt wziąłem?
Do tego, iż tobie panie,
Wielkiej wagi wiadomości
I niespodziewane zgoła,
Od Jego Królewskiej Mości
Deklaruję i przywożę:
Za obrotem swego koła,
Fortuna nieubłagana
W żałobnym stawia kolorze
Jaśnie Wielmożnego Pana,
Albowiem inopinata
Prawica śmierci kościana
Zżęła kosą i ze świata
Wielkim żalem, Prozerpinie
Pomiędzy stygijskie rzesze
Zmiotła Polnego Hetmana,
Waszej dostojności brata
Stryjecznego, Hieronima.
Lecz wieść druga, ku pociesze
Przy tamtej smętnej nowinie,
Niech łzy Waszmości powstrzyma.
Fortuna zła, i łaskawa
Bywa w tej samej godzinie...
Dum vacat polna buława.
Król miłościwy oczyma
Pilnemi za kandydatem
Patrząc, Pana Wojewodę
Obrał i przeze mnie dawa
Waszej Mości dignitatem
Hetmańską, jako nagrodę
Iustam et bene meritam.
Z tem tedy poselstwem jadę
I Waszej Mości buławę
Do rąk uroczyście kładę
I ten list...

Z puzdra, które mu podał dworzanin, wyjmuje buławę i podaje Wojewodzie razem z listem królewskim, na którym wielkie pieczęcie czerwone

A teraz witam
Waszą Mość Polnym Hetmanem!
I kończę poselską sprawę.

WOJEWODA
który wzdrygnął się, biorąc buławę i list, nie może pokryć wzruszenia

Więc to już?... To już spełnione?!
Ta buława w ręku mojem!...
Więc czart... Nie, jemu nie wolno.
Pacta są sub conditione.

Ochłonąwszy

Mości Panie, z niepokojem,
Z alteracją serca, biorę
Koronną buławę polną.
A toć chyba nie dziwota,
Iż mnie brata zejście skore
Alteruje i przestrasza...
Quamquam za jego żywota
Mieliśmy z sobą niesnaski,
Lecz rozumie Miłość Wasza,
Że dziś fraterno dolore
Boleję nad jego stratą.
Niechajże niebieskie blaski
Świecą nad nim in saecula
Aeterna. Lecz nie czas na to,
By płakać, gdym oto z łaski
Najmiłościwszego Króla
Promocją tak niespodzianą
Zaszczycon, więc corde groto
Akceptuję, co mi dano,
Nie jak honor, lecz jak brzemię,
Które godnie dźwigać trzeba...
Podobnie, jako gdy rano
Z fluktów morskich, ponad ziemię
Białoskrzydłe konie Feba
Wybiegną, w złotym rydwanie
Słońce wioząc, wtedy plemię
Człowiecze otwiera oczy,
Sklejone przez Morfeusza,
Każdy pilne ma staranie
O swych sprawach i ochoczy,
Najcięższą pełni robotę,
Bo w nim i ciało, i dusza
Krzepkie, póki słońce złote
Za chmurami się nie zamroczy —
Podobnie i łaska króla,
Gdy nad kom swój blask roztoczy,
Świeci, budzi, sił dodawa,
Jako ta słoneczna kula,
Promienna w złotym splendorze.
Więc, acz ciężka jest buława,
Tamen do niej się nie lenię
I skwapliwie sił przyłożę,
Iżbym ją piastował godnie,
W czem pokrzepią mnie promienie
Królewskiego Majestatu.
Że nie mylił się w wyborze
Król Jegomość, to ja światu
Mem hetmaństwem udowodnię!...
A teraz, jak serce każe,
Tobie, Mości Kasztelanie,

Niechże po tysiączne razy

Wdzięczny afekt mój wyrażę,
Iż, jak Feb, w złotym rydwanie,
Ciągnion przez lotne Pegazy,
Przywiozłeś mi jasność słońca:
Łaskę regiae Maiestatis,
W sercu wdzięczność trwa bez końca,
Lecz słów koniec, dixi satis!...

KASZTELAN
widząc dwóch dworzan niosących kielichy, nalane przez Chojnackiego

Vivat Hetman!...

WOJEWODA

Dajcież Waście!

Kasztelan przypija do Wojewody

DWORZANIE Z CHOJNACKIM

Vivat!

WOJEWODA
któremu Chojnacki nalał

Vivat, gość łaskawy!

Piją obaj i ściskają się

DWORZANIE Z CHOJNACKIM

Vivat gość!

WOJEWODA

Po tym toaście
Spocznij Waszmość...

Siadają obaj

KASZTELAN

De privatis
Mówić pora.

Na znak Wojewody, dany Chojnackiemu, wychodzą wszyscy

KASZTELAN

Własne sprawy
Mając w sercu i na oku,
Sam podjąłem się królowi
Posłować tutaj z Warszawy...
Nie powiem ja nihil novi,
Jeno prośbę sprzed pół roku
Waszej Miłości powtórzę:
Jeśli wolna dotąd ręka
Jejmość Panny Hetmanówny,
Proszę o nią Waszmość Pana...

Podczas ostatnich słów Wojewodzianka znika z chóru

WOJEWODA
chcąc go podnieść

Wstań!... Zawołam, jest na górze...
A niechże Waszmość nie klęka!

KASZTELAN

Głos rodzica jest w tem główny,
Więc na obadwa kolana
Kląkłszy, nie wprzódy powstanę,
Aż w pomyślnej koniunkturze
Przyrzeczenie będzie dane...

WOJEWODA

Wtedym się już godził pono
I dziś rad pobłogosławię.

Woła

Basiu! Znijdź no Aśćka, żywo!

Wojewodzianka w odświętnym stroju francuskim, z purpurowymi goździkami we lotosach pudrowanych, zbiega po schodach i staje przed Wojewodą, a chcąc pokryć zmieszanie, udaje, że nie widzi klęczącego Kasztelana.

WOJEWODA

Pan Kasztelan w ważnej sprawie
Prośbę czyni...

KASZTELAN

Uniżaną
Prośbę i wielce żarliwą!
Waszmość Panna racz łaskawie
Posłuchać...

WOJEWODZIANKA

Niech Waszmość wstanie,
Przecie ja nie żadna święta.

KASZTELAN

Wprzód Waszmość Pannie przedstawię
U nóżek moje intenta...
I afektów mych wyznanie.
Z daleka tylko w Warszawie
Widziałem ja Waszmość Panny
Cudne lica i personę;
Odtąd w samo serce ranny
Amora promienną strzałą,
Żywymi ogniami płonę.
W Waszmość Pannie tedy całą
I ostatnią mam nadzieję,
Że śliczne swoje oczęta,
Obróciwszy w moją stronę
I tkliwą kompasją zdjęta,
Ognie, któremi goreję,
Pozwolisz mi na ołtarze
Hymenu przenieść, i pęta
Złote małżeńskiego staniu
Weźmiesz na się ze mną w parze.

WOJEWODZIANKA

Sercem sprzyjam Waszmość Panu,
Proś jeno mego rodzica!

WOJEWODA
do którego zwrócił się Kasztelan

Nie namyślam się nad zgodą,
Gdy mnie i moją familię
Koligacja te zaszczyca:
Daj wam Boże szczęścia dużo.

Łączy ich ręce, ściskają się wszyscy, po czym Wojewoda usuwa się ku oknu, przez które dolatuje gwar głosów, krzyki, śmiech, płacz kobiecy i śpiewanie.

KASZTELAN

O śliczności! O urodo!
Jako mlecznobiałe lilie,
Zmieszane z kwitnącą różą,
Tak są Waszmość Panny lica...

WOJEWODZIANKA
przerywając

Komplimenta Waszmościne
Konfundują mnie

KASZTELAN
nie zważając

A we mnie
Gładkość Waćpanny podsyca
Afektów srogie zarzewie!...
Tak, iż w konflagracji zginę!

WOJEWODA
który wyglądał oknem, woła w korytarz przez drzwi główne

Chojnacki!

KASZTELAN

Kiedyż ugaszę
Ten płomień!...

Wbiega Chojnacki

WOJEWODZIANKA

A, mój Chojnasiu!
Waść o niczem jeszcze nie wie!?
Niechże Waćpan...

WOJEWODA

Czekaj Basiu...

Do Chojnackiego, wskazując przez okno na podwórze

Tam co znowu? Słyszysz Wasze?
Wrzask, śmiech, płacze... tam... u bramy.

CHOJNACKI

Nic to! Jeno tej młynarce
Popsowało się coś w głowie,
Z desperacji o młynarza.
Płacze, bo jej nie wpuszczamy,
Wyprawia wariackie harce,
Sfiksowana w każdem słowie.
Skacze, pięściami wygraża,
Śpiewa i do siebie samej
Niestworzone rzeczy gada:
Zbiegowisko, śmiech dokoła,
Jest z czego! Spectaclum przednie,

WOJEWODA

Wygnać...

CHOJNACKI

Wygnali przemocą;
Wraca, na kolana pada,
I żeby ją wpuścić, woła,
Iż w sekrecie swoje brednie
Waszej Miłości opowie...

WOJEWODZIANKA
która wyglądała oknem

Nieboga, chce może o co
Prosić...

CHOJNACKI

Gzieżby zaś...

WOJEWODZIANKA

A kto wie?
Suplikują Waszmość Pana,
By wpuścić... Tak ją szamocą...

CHOJNACKI

Tu ma wnijść?! Ta zwariowana...

WOJEWODA

Niech wnijdzie...

Chojnacki wychodzi

WOJEWODZIANKA
do Kasztelana

U niej tam służy
Pastuszek, co grywa cudnie
Na fletni. W alei dużej
Posłuchamy go w południe,
Kiedy będzie do zagrody
Powracał... O, już ją wiodą...

Za sceną słychać kroki, po chwili z sieni dolatuje

GŁOS MŁYNARKI

Laboga!. O! Topielice!...
Jaśku... wciągną cię do wody...
Pójdźwa... Nie stój nad tą wodą,

Urywa i wpada w śmiech spazmatyczny

KASZTELAN

Waszmość Paranie zbladły lice
Z emocji...

WOJEWODA

Jesteś, jak ściana;
Przez szpalery, wirydarze,
Oprowadzisz Kasztelana,

Do Chojnackiego

A Waść inspekta pokaże...

Śmiech Młynarki rozlega się coraz bliżej. Kasztelan wyprowadza Wojewodziankę, która wychodząc ogląda się ku głównemu wejściu. Za nimi Chojnacki. Wszyscy na lewo. Niemal równocześnie dwaj hajducy wprowadzają Młynarkę i zostają w progu. — Młynarka boso, w przyodziewie podartej w strzępy, chustka czerwona, obsunięta na tył głowy, rozwiązana pod szyją; włosy w największym nieładzie, rozwichrzone spływają na czoło i skronie. Jeden rękaw od koszuli na pół udarty, odsłania obnażone ramię.

MŁYNARKA
chwytająca rękoma w powietrzu, jakby kogo przytrzymywała

Jasiek!... Jasieńku! Jedyny!...
Ady stój!... Co ty mas w głowie?!
Widzis... widzis... Zatraceni
Wytykają łby z głębiny.
O rany... te ślepia sowie!...
Patrzają, coby cię wzieni...
A!... Pyski powyscerzane...
Jasiu!... Nie! Nie!... Jaze mrowie
Przechodzi... — Ho, staw się pieni .
Krwią!... Ta krew... Skąd to krwie tyle?!
Dyć nie tu twoją sukmanę
Prałam... Ja ją prała w rowie!
W rowie prałam... za stodołą!...

WOJEWODA
zaniepokojony

Prała z krwi? Nie, ja się mylę...

MŁYNARKA

I miesiąc we krwi!... W cerwieni
Wielgi, nikiej młyńskie koło!

Zrywając się nagłym ruchem, odskakuje z krzykiem

A! Prec! Prec stąd! Zatraceni...
Te ręce... Tam... nad głębiną
Długie, cienkie, jak badyle,
Widzis? Palce, jak gałązki,
Uciekaj!... Juz ku nam chyną,
Nie słucha... Trzymać go! w tyle
Mocno... mocno za kosulą.
Na brzezku... Oj... Brzezek grząski...
Nie wydzieraj mi się mocą...
Rety! Zapada się w mule:
Chycą go...

Z przeraźliwym krzykiem rzuca się naprzód

A! Juz go wzięli!

Pada na kolana i drze włosy z głowy

Jaśku! Jaśku! Jaśku! Rany!
Jaśku! Jaśku... serce moje!...
Ja z tobą... Ja chcę... w topieli!...

Tarza się po ziemi z płaczem. — Po chwili

To ten? On! Ten podkasany!
Ta piekielna kusa fryga!...

Zrywa się

Boję się go!... Boję!... boję!
Puść mię!... Idę do Jasieńka,
Do wody... Puść! Jak to dryga!...

Skacze, krzycząc

Hop-hop! Gic-gic! Na trzy piędzi!
Weźcie mi prec tego brzdęka!
Juźci! Zaś mię bez las pędzi:
Gic-gic! Bez pole, bez scere...
Cego chces? Jesce ci mało?
Ady Jaśkowi siekierę
Dałam do rąk... Juz się stało,
Coś chciał... Juz my są po ślubie,
Po krwawym: ja i Jasieńko!

WOJEWODA

Wciąż to imię... Ja się gubię
W supozycjach.

MŁYNARKA

Jaś tam ceka...
Cicho... cicho... cichusieńko!
Będzie wierny jaz po grób,
Ino weź z nim krwawy ślub,
Po zelezie krew ocieka,
W rękę mu siekierę włóz,
Albo topór, albo nóz,
Niech zabije własną ręką.
Kogo zabije?! Młynarza!
Ino cicho... cichusieńko!...
Jasinku, mójeś ty, złoty...

Siedzi na ziemi z nogami podwiniętymi pod siebie, łokcie wsparte na kolanach, policzki na dłoniach.

WOJEWODA

Ciągle to imię powtarza...
Krew... siekiera!... Co to znaczy?!
Ja dojść muszę... Słuchaj no ty!...

Potrząsa ją za ramię

Młynarko! Głucha i niema,
Oczy, jak nie z tego świata...

Potrząsa ją silniej

Słyszysz?! Nie! To do rozpaczy
Może przytwieść! Zali nie ma
Sposobu?! Straszne problema!
Rozwiązywać enigmata
Mam, jak Edypus Tebański.

Do hajduków

Co się tej babie majaczy?
Ów Jasiek, co zacz być może?

HAJDUK

To był, proszę Łaski Pańskiej,
Młynarczyk...

WOJEWODA

Cóż się z nim stało?

HAJDUK

Pono tej nocy w jeziorze
Utonął, w onem śród lasa.
Pastuch, co służy we młynie
I po boru bydło pasa,
Widział z rana jego ciało,
Pływające po głębinie
I ludziom we wsi powiedział...

WOJEWODA

A ten Jasiek z Młynarzową
Zali co z sobą miewali?

HAJDUK

Może, kto by ich tam wiedział?!
Ludzie mówią to i owo.

WOJEWODA

Dobrze... Już odejść możecie.

Hajduki wychodzą

Zda mi się, że strop tej sali
Osuwa się i rozpada
I na łeb mi się zawali...
Przy tej szalonej kobiecie
Jestem sam, jakby w obłędzie.
— Młynarko!... Nie odpowiada...
Ten straszny uśmiech na twarzy...

MŁYNARKA
siedzi na ziemi i mówi po chwili przyciszonym, monotonnym, głosem, chwiejąc się rytmicznie na boki

Jasiek na konika siędzie,
Zaweźnie druzbecków obu,
Przyjedzie...

WOJEWODA

Co jej się marzy?

MŁYNARKA
do siebie

Ślubować mi będzie
Do grobu... do grobu...

Przechodzi nieznacznie w śpiew

Oddajciez mi, oddajcie
Da Jasieńka mojego,
Bo go będę płakała
Do rocku, do siódmego...

Płącząc

Oj zapłakały okna,
Oj zapłakały ściany,
Oj i ta podusecka,
Cośwa sipiali na niej...

Po chwili mówi

Nie płac... jedzie twój kochany...

Śpiewa

I przyjechał przed wrota,
Przywiózł pierzścień ze złota.
Otwórz, otwórz Marysieńko moja,
Jeśli twoja ochota...

Zrywa się i mówi radośnie

Nie chciałabym?! A cemuz by?!
Adyć we wozie stoją
Zaprzęzone konisie,
Siadają na koń druzby,
W rąckach mają wieńce,
Zawiodą ci wnet Marysię
Do ślubu, zawiodą...
Jesce mnie druhenki stroją,
Poprawiają na główeńce,
Wianecek ruciany.
Siadaj, siadaj, z panną młodą,
Wnet ja będę twoją,
Jasieńku kochany...
Ciągną nas koniki gniade
Ze śpiewaniem, przy muzyce,
Jadę sobie, jadę,
Za mną Jaś kochany!
O!... biją we zwony,
Zaświecają świece
I grają w organy
Do ślubu w kościele...
Lecą ludzie z kuzdej strony
Patrzeć na wesele...
A we mnie serdusko płace
Od radości onej...

Po chwili ze zgrozą

A we młynie młynarz miele
Na weselne kołace,
Co zmiele, zaś dosypie.
Oj miele, nie ustawa,
A krząta się po młynie...
Słupem stoją mu ślepie,
A na łbie rana krwawa...
Krew płynie, ciurkiem płynie,
Do mąki kapie z coła...
Co ja widzę?! co ja widzę?
Stary se wzion pomagaca:
Skrzydła latają dokoła,
Musą latać, bo na śmidze
Ucepił się diabeł Kusy...
Obraca, cięgłem obraca...
To ci skoki! to ci susy!

Śmieje się spazmatycznie

Piekielnik! Jak on się śmieje!...
Nikiejby świdrem źgał w usy...

Zatyka sobie uszy ze zgrozą

Zasię! Diabelska pokrako,
Zgiń! Przepadnij! Zasię! Zasię!

WOJEWODA

Horror!... Co się ze mną dzieje?
Czyliż to ma wagę jaką,
Co ta waryjatka bredzi?
A jednak... Jednak mi zda się,
Że głębię swej tajemnicy
Fatum przez nią mi odsłania...

MŁYNARKA

Hycnął z góry!... Gic, juz siedzi
Okrakiem na siubienicy...
Wiozą siubienicę... wiozą...
Kusy im konie pogania:
Wio! Hej, ha! Na łeb, na syję!

WOJEWODA
chwyta ją za obie ręce i potrząsa gwałtownie

Słuchaj...

MŁYNARKA

Ty! diabli starosto
Wylazłeś z piekła?!

WOJEWODA
puszcza ją przerażony

O zgrozo!

MŁYNARKA

Juz się prawda nie wykryje,
Bo drwala powieźli prosto
Na śmierć...

WOJEWODA

Ale minie do ucha
Powiesz prawdę? Chcesz? W sekrecie,
Nikt was tutaj nie podsłucha,
Nie bój się...

MŁYNARKA

Ja się nie boję...

WOJEWODA

Więc mów... raźno!...

MŁYNARKA

Ady przecie
Sam wies...

Śmieje się, potem przez chwilę szepce do ucha Wojewodzie, który cofa się wstecz przerażony. Młynarka kończy głośno

My z Jaśkiem... oboje...
Bez łeb!... Ani zipnął, jucha!

WOJEWODA
rzuca się machinalnie ku głównemu wejściu, woła rozpaczliwym głosem

Chojnacki!! Sam tu!

Cicho

Nie słyszy...

MŁYNARKA
przypatrywała mu się badawczo, poznała go, zbliża się nieśmiało i kłaniając się uniżenie, podejmuje go pqd nogi, a potem z miną tajemniczą mówi

Cosi Panu Wojewodzie
Mam rzec... Ino cisej, cisej...

Półszeptem

Na pośród cmentarza,
Na grobie młynarza
Zakwitły lelije...

WOJEWODA
odtrąca ją zniecierpliwiony i woła, biegając w najwyższym rozdrażnieniu

Gdzie Chojnacki?... A! w ogrodzie...
Do mnie tu, kto w Boga wierzy...

wybiega na lewo

MŁYNARKA
kołysząc głową w takt

Stary w grobie lezy
I gnije... i gnije!...

Z szumem i łoskotem przez otwór komina wpada Kusy

Co to?! Rety!

KUSY
skacze i przydreptuje

Młynareczka
Pojdźwa z sobą do taneczka...

Chwyta ją za spódnice

MŁYNARKA
wyrywając się

Puscaj!

KUSY
goniąc ją w podrygach

Gic-gic! W lewo! W prawo!
Już ja cię dostanę w łapy.

MŁYNARKA
wymyka się

Gwałtu!

KUSY

Hulaj! Hulaj żwawo!

Rzuca się ku niej, Młynarka z krzykiem biega na oślep po scenie. Kusy za nią w podskokach z przeraźliwym chichotem. — Wybiegają drzwiami w głębi.

WOJEWODA
w drzwiach z lewej strony, woła za scenę

Pędź Waść! A nie żałuj szkapy!
Prędzej! Słyszysz?! Spiesz się Wasze!

Wchodzi i staje na środku sceny jakby skamieniały, wpatrując się z przerażeniem w ciemną głębię sypialni, gdzie w progu stoi Boruta, sztywno wyprostowany: ręce skrzyżowane na piersiach, wzrok wlepiony groźnie w Wojewodę.

WOJEWODA
szeptem

Przyszedł!

Cofa się wstecz, nogi uginają się pod nim, wspiera się tyłem na stole, przy czym ręką natrafia na buławę, wzdryga się i cofa rękę.

Ta buława! ta buława!

BORUTA
postępując krok naprzód, z ironią

Nie myślałem, ze przestraszę
Waszą Mość, Pana Hetmana...

WOJEWODA
oprzytomniawszy

Przed czasem tu Waćpan stawa:
Egzekucja odwołana,
Do miasta posłan Chojnacki...

Za sceną słychać oddalający się tętent

BORUTA

Marne rachuby człowiecze
Zawodzą, gdy te piekłem sprawa...
Bo na szubienicznem drzewie
Jechał czart, mój totumfacki,
Posłany, aby miał pieczę
De exequendo decreto
I drwal wisi tam już pewnie!

WOJEWODA

To są piekielne zasadzki,
Protestuję! Kładę veto!

BORUTA

To nie sejm!

WOJEWODA
nie zważając

Ja Waści przeczę
Wszelkiego prawa nade mną,
Bowiem...

BORUTA

Próżnej mowy szkoda.

WOJEWODA
tupiąc nogą

Ja chcą mówić!

BORUTA

Nadaremno!
Wszak pactum jasno orzeka,
Że jeśli Waszmość zabije
Sam niewinnego człowieka,
Albo też na śmierć go poda
Niewinną przez ręce czyje,
To ja Waszą Miłość biorę,
Jak swego... Tak brzmi ugoda!

WOJEWODA

Ale drwal, jeżeli zginie...

BORUTA
wtrącając nawiasem

Mówmy: „Zginął...”

WOJEWODA

Rzecz wątpliwa.

Kończąc poprzednie słowa

Jeśli zginął, to jedynie
Dekretów ludzkich errore,
Bez mej winy. To sumienia
Mojego krwią nie okrywa.

BORUTA

W paltotach nie masz nic o winie,
Omyłka sprawy nie zmienia.

WOJEWODA

Lecz jest ręka sprawiedliwa,
Która wagę świata trzyma...

BORUTA

I Wasza Miłość jej wzywa?
Tej pieści, która wymierza
Nad światem sądy i kary?
Tej mocy, która oczyma
Gwiazd nieporuszonych bada
Głębie mórz, niebios bezbrzeża
I dno serc? Kto słońc pożary
Zapalał i w oceanie
Wód odmęty tchnieniem wzdyma,
Kto Cherubów dumne stada
Odarł z tęczowego pierza
I zepchnął w czarne otchłanie:
Tego przyzywasz na sędzię?!
Czy sobie na Hieronima
Nie wspomnisz, Mości Hetmanie?
Na myśl, jaki dekret będzie,
Strach cię za gardło nie ima?!

WOJEWODA
upadł był na krzesło zgarbiony i siedział z twarzą ukrytą w dłoniach, teraz podnosi głowę

Tyś go zabił!

BORUTA

Jam narzędzie,
Co spełniło twoją wolę,
Przenosząc na pierś człowieka
Twe ciosy, w jawor bijące...
Odtąd na Waszmości czole
Pieczęć zatraty czerwona!
Ale kara się odwleka,
Bom przyrzekł, iż cię nie strącę
Do piekieł, aż się wykona
Warunek paktem objęty.

WOJEWODA
z błyskiem nadziei

Nie jeszcze! słyszę z daleka
Grzmiące po moście tętenty.

Idzie spiesznie ku oknu, tętent bliżej

To Chojniacki pędzi cwałem!

Słychać tętent w podwórzu; z najwyższym niepokojem

Od przytomności odchodzę!
To wielki trwa, nie momenty!...

Tętent ucichł; Wojewoda wybiega na korytarz, gdzie spotyka się z Chojnackim

Mów! Mów!

CHOJNACKI

Stało się! Spotkałem
Powracających na drodze...

WOJEWODA

Wieść przeklęta!... Tyś przeklęty!
Ruszaj precz!

Chojnacki, przestraszony, znika w korytarzu

BORUTA
zbliża się groźnie

A Waszmość ze mną!

WOJEWODA
ściskając czoło, woła rozpaczliwie

Potępiony! Potępiony!
Boże! — Nic... głuche błękity!

Stoi u stołu, patrząc ku oknu, skąd pada blask słońca

Znikąd ratunku,, obrony!

Rzuca się rękoma i twarzą na stół

BORUTA
rozkazująco

Pójdź!

WOJEWODA
prostując się hardo

Na nic głupie lamenty!
Ja gardzę trwogą nikczemną,
Nawet idąc diabłu w szpony!
Lecz Ty, nad gwiazdami skryty,
Siedzący na firmamencie,
Któryś mnie potępił w gniewie,
Sędzio straszny, wiedz, że klnę cię!
Urągam ci!... w zatracenie
Posłan, na ognie wieczyste!

BORUTA
idąc szybko ku stołowi

Jesteś mój! Chodź!...

Wyciąga ręką ku Wojewodzie, nagle rzuca się wstecz, jakby odepchnięty od stołu, na widok stojącego na nim krucyfiksu

A! Na drzewie
Przybity z cierniem na głowie!

WOJEWODA
chwyta krzyż i podnosi w górę

Krucyfiks! On cię odżenie!
Ratuj mnie! Broń mnie, o Chryste!

BORUTA
stojąc opodal

Tak?! Więc na szlacheckiem słowie
Dziś już polegać nie można?
Teraz widzę, w jakiej cenie
Waszmości verbum nobile!
To mi święta i nabożna
Infamia!... Ja się rumienię,
Ja: diabeł, za Waszmość Pana,
Boć honoru mam na tyle,
Że verbum i ręka dana
Znaczą u mnie... Do kaduka!
Głowa w fortele bogata,
Ale, jeśli się nie mylę,
Honor Waszmości dziurawy!
Niech Pan Hetman szewca szuka,
Który stare buty łata,
By honor dać do naprawy!
Na waletę czoło chylę
Przed tobą, rycerzu prawy..

Wojewoda stawia krzyż i rwie się do szabli

Żyj szczęśliwie długie lata,
Niech dokoła twej buławy
Swe wawrzyny Mars oplata...
Lecz się nie chroń pod to godło,
Bo na mój honor szlachecki!
Ja nie sprzątnę cię ze świata
Znienacka w sposób zdradziecki
I plwam na twą duszę podłą...
Brzydzę się takiej zdobyczy!

WOJEWODA
odstępuje od stołu, rzuca się naprzód, z karabelą w ręku

Ja się z Waćpamem rozprawię!
Nie dam sobie dmuchać w kaszę!

BORUTA
nieporuszony

Lżyć łotra — to się nie liczy!

WOJEWODA
gotów natrzeć

Dość już! Wyciągaj żelazo
Z jaszczura!

BORUTA
pogardliwie

Ja się nie stawię
Waszmości Panu!

WOJEWODA

Stawaj Wasze!

BORUTA

Rekuzuję! jestem w prawie.

WOJEWODA

Bluznąwszy mi w twarz obrazą.
Bij się Waść!

BORUTA

Kto parol łamie,
Z tym nie staję na pałasze:
Na takiego kij! to prawie...
Żegnam...

Zwraca się ku drzwiom

WOJEWODA

Czekaj Waćpan chwilę!
Słyszysz! Ja czai mej nie splamię:
Lecz spełnię verbum nobile:
Idę na piekielną mękę,
W ogień, który wiecznie pali,
Lecz bez plamy na honorze!
Bierz mię!

Odrzuca szablę i postępuje ku Borucie

BORUTA
zdejmując czapkę, kłania mu się głęboko

Daj moi Waszmość rękę!

Wojewoda pewnym i majestatycznym krokiem staje tuż przyBorucie, obaj patrzą sobie nawzajem śmiało w oczy. Wojewoda z nieporuszoną twarzą powoli kładzie swą rękę, która drży nieznacznie, w wyciągniętą rękę Boruty. Potrząsają sobie nawzajem rękoma w silnym uścisku. W tej samej chwili Wojewoda przewraca się, jakby rażony gromem, a Boruta zapada się pod posadzkę wśród straszliwego huku i płomieni. — Kłąb dymu przerzedza się. Widać leżące zwłoki Wojewody. Przez chwilę scena pusta. Słońce świeci ciągle przez okna. Z daleka dolatuje zbliżający się głos Maćkowej fujarki, która gra motyw z pieśni Topielic.