Na mroźnym śniegu w mgle skuleni, U okna, co się blaskiem mieni Jak złoty ślep — Pięcioro biedot — mali, czarni, Patrzą, jak piecze się w piekarni Pszeniczny chleb.
Patrzą, jak mocne białe ramię Układa bochny w pieca zamię W ognistą cieśń, Jako się dobry chleb nagrzewa, A uśmiechnięty piekarz śpiewa Swą starą pieśń.
Poprzykucali wkrąg bez ruchu Pod ciepłem, którem tchnie w podmuchu Piekarny sklep, — A gdy zładzony na wieczerzę W zarumienione bochny świeże — Wyjmują chleb.
Kiedy skroś czerni dymnej blachy Śpiewają grzanki i zapachy, I blask, i gwar, — Gdy z ciepłej szyby bucha życie, Duszę ogarnia im w zachwycie Tak wielki czar!
I tyle szczęścia czują w łonie Maleństwa zmarzłe w mgle i szronie Z pod nędznych szmat, — Że oto wszystkie wraz koleją Kląkłszy, czerwone noski kleją Do zimnych krat.
I cicho, niby szept pacierzy W ten raj otwarty szept ich bieży, Gdy tak się gną, Mocno, aż im się drą spodenki I szmaty białej koszulenki Na wietrze drżą...