Wstęp do III tomu Poezyj Juliusza Słowackiego

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Słowacki
Tytuł Wstęp do III tomu Poezyj Juliusza Słowackiego
Wydawca Księgarnia Polska
Data wyd. 1894
Druk Piller i spółka
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
WSTĘP.


Przed rokiem ogłosiłem drukiem w Paryżu dwa pierwsze tomy moich poezyi; niezachęcony pochwałami, niezabity dotąd krytyką, rzucam tom trzeci w tę otchłań milczącą która pierwsze połknęła. Minął ów czas błogi, chociaż mało korzystny dla literatury naszéj, kiedy umieszczona w dzienniku Warszawskim[1] oda, duma lub ballada, nadawała imię poety. Trzydziestu prenumeratorów dziennika (albowiem tylu ich było) rzucało nazwisko nowe na woskowane posadzki salonów, i romantyczny poeta brał chrzest, znajome nadający imię; nadto pisma czasowe dzienne, zamglonémi niemczyzną okresami, rzucały z paszcz sfinxowych zagadkę sławy autorskiéj; szczęśliwy, kto ją zrozumiał, szczęśliwszy, kto w pokorze ducha niezrozumianéj wierzył. Dziś dziennikarze, owi tworzyciele literackich królów milczą. Gazeta Warszawska umieściła wyjątkami, w sześciu numerach, całego prawie Żmiję, nie czyniąc żadnych uwag nad tak pociętym kozaków wodzem.
Niespodziewam się aby Lambro mógł się kiedy podobnież ukazać na szaréj bibule dzienników, bo Lambro jest to człowiek będący obrazem naszego wieku, bezskutecznych jego usiłowań, jest to wcielone szyderstwo losu, a życie jego jest podobne do życia wielu teraz mrących ludzi, o których przyjaciele piszą czém być mogli, o których nieznajomi mówią że nie byli niczem.
Lambro stanął niegdyś na czele Greków, namówionych przez Katarzynę do powstania, i zdradzony przez północną Carowę, po wielu bezskutecznych usiłowaniach, morskim został korsarzem. Ryga, drugi bohatér powieści, autor sławnego hymnu powstańców, wydany przez Austrią w ręce Turków, niesławną śmierć znalazł; powieszony na maszcie fregaty.
Pisząc niniejszą przemowę postanowiłem zamknąć się w jak najściślejszych obrębach potrzeby; dlatego nie będę tu bronił układu, ani żywotnej myśli poematu. Świat myśli tak jest obszerny że można w nim wyciągać nie odparte granicami ramiona. Szanuję szkołę religijną, ową wieczerzę Pańską polskich poetów, do której zasiedli w Paryżu – sądzę bowiem że wypływa z przekonania, że nie jest sztucznie natchniętą słowami Frederyka Schlegla który w katolickiéj religji źródło jedyne poezji upatruje. Oddaliłem się wszelako od idących tą drogą poetów; niewierzę bowiem, aby szkoła De-la-Menistów i natchnięta przez nią poezya była obrazem wieku. Dant pisał o piekle kiedy ludzie w piekło wierzyli, Wolter zgadzał się z wiekiem materjalizmu, Byron, rospaczający o wątpliwą przyszłość poeta, zaczął wiek dziewiętnasty; ci trzej ludzie wyobrażają epoki, w których żyli, oblicza wieków odbite są na ich umysłowéj twarzy; gdyby z myśli większéj liczby ludzi w owych czasach żyjących utworzyć można było jeden posąg myśli, ten posąg byłby Dantem, Wolterem, Byronem. Wyżéj nad nich wzniósł się Szekspir, bo on nie własne serce, nie myśli swojego czasu, lecz serca i myśli ludzkie niezależne od epoki przesądów malował i stwarzał władzą do Boskiéj podobną. Na niższym szczeblu stoją poeci ściśle krajowémi zamknięci obrębami, jak Goethe, Kalderon, Walterscott, stoją jednak wysoko i mocno, bo ich podstawami są narody. Szukajmy więc różnémi drogami treściwéj myśli żywotnéj naszego kraju; szczęśliwy, kto w ogniwie duszy własnéj najwięcéj promieni połączy i odbije. Lecz myli się ten kto sądzi że narodowość poezyi zależy na opisywaniu narodowych wypadków: wypadki są tylko szatą, ciałem pod którém trzeba szukać duszy narodowéj lub duszy świata.
Znajdziemy poezyą narodową, albowiem dziś dwory królów nie łamią i nie psują rozwijających się talentów, ani każą im sztucznie pod szkłami pałacowémi roskwitać. Dziś poeci są minstrelami narodów, i podobni dawnym minstrelom, spiewają miliono-głowemu panu gdy usypia, budzą go pieśnią, i przy śmiertelném łożu narodów przepowiadają zmartwychwstanie. Jeżeli literatura nasza wzrośnie na wygnaniu i przyczyni się do uświetnienia obecnéj epoki, to kiedyś o tém będą rospowiadać ze łzami wnuki nasze, i płynącego teraz czasu, nie nazwą już wiekiem Stanisława Augusta, lecz wiekiem nieszczęścia narodu. Więc przebaczcie mi, Polacy że się dobijam o jedno z niższych miejsc, we wspomnieniach szczęśliwéj kiedyś przyszłości.

Pisałem w Genewie, dnia 17. Kwietnia 1833 roku.

AUTOR.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Juliusz Słowacki.