Dwie pory roku każdemu służą, Kto się żyć błogo nie leni:
Na wiosnę radzi pieścim się z różą, A z winnem gronem w jesieni.
Z rana miłością serce rozżarzę, Winem, gdy słońce się chowa;
Wiosną mówimy: — Bądź zdrów, puharze! W jesień: — Miłości, bądź zdrowa!
Trzeba skojarzyć i to, i owo, A życie raźniej popłynie;
Jednak przebierać miarkę niezdrowo Ani w miłości, ni w winie.
Tutaj koniecznie roztropność każe, By mądra była umowa;
Na każdą wiosnę: — Bądź zdrów, puharze! W jesień: — Miłości, bądź zdrowa!
Z piękną się w maju spotkałem różą, Podbiła serce ochocze;
Och, bałamutka! och, dziwactw dużo Zniosłem przez całe półrocze!
Figiel za figiel, wiem, jak ukarzę! Jesień mój spokój uchowa;
Mówiłem wiosną: — Bądź zdrów, puharze! W jesień: — Miłości, bądź zdrowa!
Kocham, to rzucam piękną Adelę, I żal niewielki, i praca;
I pożegnała, i za dni wiele Znowu mi serce powraca.
Ale już wtedy po letnim skwarze Piosnką płonęła mi głowa:
Rzekłem na wiosnę: — Bądź zdrów, puharze! W jesień: — Miłości, bądź zdrowa!
Lecz czarodziejka wszystko przemienia, Plan się mój cały nie ziści:
Winu dodała moc upojenia, Serce zawrzało ogniściej.
Dla niej nie trudno zmieszać w zamiarze Najrozsądniejsze me słowa:
Na wiosnę — przyszła myśl o puharze; W jesieni — miłość gotowa!