Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1880/17. XII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Henryk Sienkiewicz
Tytuł Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1880
Pochodzenie Gazeta Polska 1880, nr 281
Publicystyka Tom V
Wydawca Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Gebethner i Wolff
Data powstania 17 grudnia 1880
Data wyd. 1937
Druk Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Miejsce wyd. Lwów — Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór artykułów z rocznika 1880
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


408.

W tych dniach, decyzją jenerał-gubernatora, zatwierdzony został komitet delegowany teatralny w wydziale dramatu i komedii, wybrany na posiedzeniu komitetu ogólnego, złożonego z reprezentantów prasy, przedstawicieli dyrekcji i niektórych artystów teatrów warszawskich. Komitet delegowany składa się, jak to już donosiliśmy, z pp.: Bogusławskiego Władysława, Edwarda Lubowskiego, Henryka Sienkiewicza, Zygmunta Sarneckiego i Kazimierza Kaszewskiego oraz z wiceprezesa Teatrów warszawskich Follanda i dyrektora artystycznego Tatarkiewicza.
Wedle zatwierdzonej w tym samym czasie instrukcji tegoż komitetu w zakres jego wchodzi między innemi rozpatrywanie i przyjmowanie lub odrzucanie sztuk do grania nadsyłanych; sztuki zaś wybrane i obsadzone przez komitet mają być przedstawione koniecznie w pewnym prawdopodobnym terminie. Działalność jednak komitetu, tycząca się repertuaru, ujawni się dopiero w czasie dość jeszcze odległym, przedtem bowiem reżyserja musi wystawić wszystkie sztuki poprzednio, tj. przed zawiązaniem komitetu przyjęte, a takich jest, o ile wiemy, ilość bardzo znaczna.
Z drugiej strony, na mocy innego paragrafu tejże instrukcji, komitet przyjmuje odpowiedzialność tylko za działania, które wchodzą w jego ściśle określoną kompetencję, w razie zaś zarzutów co do działań leżących poza jego zakresem, wolno mu będzie dać stosowne objaśnienia.
Podajemy tę wiadomość dlatego, że w pewnych organach prasy ukazały się już zarzuty przeciw komitetowi, jakkolwiek działalność jego zaledwie się rozpoczęła, a zakres jej nie był nikomu znany.

409.

Salon Ungra. Krudowski, Horowitz, Streit, Łaszczyński. Najcelniejszem płótnem, znajdującem się obecnie u Ungra, jest Św. Cecylia Fr. Krudowskiego. Akademia wiedeńska nagrodziła obraz ten złotym medalem. Był on wykonany, o ile nam wiadomo, przed Powrotem z Golgoty. Młody artysta nie wyszedł w nim jeszcze spod wpływów szkoły włoskiej, lubo widocznem jest, że wpływy owe działały na niego zawsze w sposób dodatni i szlachetny. Było to przejmowanie się, nie zaś naśladownictwo. Święta Cecylia jest zarazem dziecięciem ducha szkoły weneckiej i rzymskiej, to jest połączeniem kolorytu tycjanowskiego ze stylem i ideą rafaelowską. Patronka muzyki Krudowskiego jest nawet trochę podobna do słynnej Św. Cecylii bonońskiej. Od obrazu wieje tenże sam spokój, który można by nazwać spokojnem uniesieniem i jakby zasłuchaniem się w harmonią zaświatową. Jest to postać w całem znaczeniu tego wyrazu idealna, a idealność jej nie polega ani na piękności ziemskiej, ani na wiotkości ciała, ale na owem skupieniu się duszy w idei, którą ma przedstawiać. Św. Cecylia Delaroche’a jest efektowniejszą i jako twarz piękniejszą; te jednak strony obrazu, będące oderwaniem się artysty od głównej idei, odrywają od niej i widza i zmniejszając szczerość pomysłu, zmniejszają wrażenie. Obraz Krudowskiego ma tę właśnie zaletę, że malarz w swojej Św. Cecylii pragnął przede wszystkiem przedstawić patronkę muzyki i tej myśli głównej poświęcił wszystkie efekta. Jest i jego Św. Cecylia piękną, ale, również jak refaelowska, piękną przez jakąś zaziemską piękność, pełną błogości, ciszy i harmonii, która by się najlepiej dała wyrazić w muzyce.
Widz, stojąc wobec obrazów Krudowskiego, doznaje dziwnego wrażenia. Oto wydaje mu się, że w tym młodym artyście zmartwychwstało coś, co uważaliśmy za zmarłe od dawna: szczerość religijnego uczucia. Wskrzesza on jakieś dawne tradycje sztuki, bo traktuje swoje przedmioty jakby z naiwnością godną cinquecentistów, a przy tem surowo, poważnie i z namaszczeniem prawie kapłańskiem. Styl jego jest stylem dawno nie widywanym i w szlachetnej swej powadze przemawiającym wprost do każdej pięknej duszy. Wszelkie efekta, sztuczki i błyskotliwe sposoby pociągania tłumów nie godzą się z jego wzniosłym nastrojem. Krudowski jest przedstawicielem wielkiego malarstwa. Gdyby był zimnym, gdyby nie kładł w swe obrazy własnego ducha i szczerego uczucia, byłby tylko eklektykiem, złożonym z Tycjana, Rafaela, Guidona Reni i Carla Dolce. Ale on jest równie szczerym, jak gdyby urodził się w wieku XV lub XVI, i ta właśnie niezwykłość zjawiska wywołuje niezwykłe wrażenie. Wspomnieliśmy już, że nie naśladuje on mistrzów włoskich, a fakt podobieństwa do nich tłumaczy się raczej tem, że twórczość jego płynie z tego samego źródła. Krudowski ich odczuwa, nie zaś kopiuje. Zapewne, że szuka on jeszcze między nimi samego siebie, swego absolutnie własnego indywidualnego odczuwania i sposobu oddawania, ale prawdziwość uczucia nie pozwoli mu nigdy zostać prostym naśladowcą.
Pod względem technicznym, to jest pod względem rysunku i umiejętności malowania, jest to artysta prawie skończony i krytyka, choćby nie sprawozdawcza, ale najbardziej specjalna, niewiele albo i nic nie mogłaby mu zarzucić. Taką biegłość techniczną znajdzie widz i w jego Św. Cecylii. Akademika, który tak rysuje i maluje, akademia słusznie nagradza złotym medalem. Być może, że z czasem w tem nawet, co się tyczy zewnętrznej strony, Krudowski potrafi być bardziej indywidualnym, ale o większą poprawność prawie nie potrzebuje się starać.
O drugim jego obrazie, przedstawiającym matkę nad zmarłem dziecięciem, podaliśmy w swoim czasie obszerniejsze sprawozdanie.
Licznych ciekawych ściągają także do Salonu Ungra dwa portrety Horowitza, z których jeden przedstawia młodą kobietę, drugi dziecko. O obrazach tego malarza mówiliśmy w swoim czasie dość obszernie, dziś więc przyszłoby nam tylko na nowo wysławiać jego zalety pędzla, delikatność kolorytu, doskonałość wykonania i owo pojęcie twarzy w portrecie, które z portretu robi dzieło sztuki, mające wartość nie podobizny, ale powszechną. Wydaje nam się jednak, że owego pojęcia twarzy jako przedmiotu sztuki mniej jest w tych dwóch portretach, niż było w poprzednich. Pozy obydwóch są jakby cokolwiek fotograficzne, skutkiem czego brak im tej swobody układu, jaką odznaczają się inne postacie Horowitza. Dziecka postać jest efektowną, ale może nieco pretensjonalną. Zresztą wykonaniu nie ma nic do zarzucenia.
Między nowo wystawionemi obrazami znajdujemy także u Ungra spore płótno Streita, zatytułowane Za powszednim chlebem. Na tle zimowego krajobrazu, o zmroku i wieczornej zorzy, widać kilka postaci idących w drogę z małego miasteczka. Są to muzykanci, wezwani widocznie gdzieś do grania. Postacie tych koników polnych, prześpiewujących całe życie, nader są charakterystyczne, choć treść tu inna niż w lafontenowskiej bajce — tu bowiem muzykanci spoglądają z dumną pogardą dobrze karmionych i rzetelnie pracujących ludzi, na jakiegoś biednego włóczęgę, który nie ma nawet i katarynki, z pomocą której mógłby na chleb zarobić. Zaciska też on swój podarty płaszcz koło brody i oddala się jakby z zazdrością i wstydem. We wszystkiem tem dużo jest charakterystyki, w krajobrazie zaś wiele poczucia natury. Zima w jej wieczornym mrozie doskonale jest malowana.
Przeciwieństwem do tego zimowego obrazu jest obraz Łaszczyńskiego, przedstawiający południowy widok włoski. Podpis oznajmia, iż jest to Sorrento. Widzimy tedy skały, błękitne morze i błękitne niebo — słowem, cały obraz ma zwykły południowym widokom ciepły i świetlisty koloryt. Kapitalną jednak wadą tego obrazu jest, iż woda jego nie jest mokrą i wygląda zupełnie jakby kawałek stężałego, pomalowanego na błękitno gipsu. Wydaje się ona również i nieruchomą — co regularność w zaznaczaniu zmarszczek fal jeszcze bardziej uwidocznia.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Sienkiewicz.