Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1880/150
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wiadomości bieżące, rozbiory i wrażenia literacko-artystyczne 1880 |
Pochodzenie | Gazeta Polska 1880, nr 123 Publicystyka Tom V |
Wydawca | Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Gebethner i Wolff |
Data powstania | 7 czerwca 1880 |
Data wyd. | 1937 |
Druk | Zakład Narodowy im. Ossolińskich |
Miejsce wyd. | Lwów — Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór artykułów z rocznika 1880 |
Indeks stron |
Jarmark wełniany zbliża się. Od pewnego już czasu widzimy na ulicach postacie wiejskie, łatwe do odróżnienia na pierwszy rzut oka. Hotele zwolna zaczynają się napełniać. W mieście panuje przekonanie, że jarmark będzie nadzwyczaj ożywiony i że liczba przyjezdnych przewyższy lata poprzednie.
Zapewne że to nastąpi, wielu bowiem gości zjedzie się i dla wystawy koni, przy której roboty postępują ciągle. Na ową wystawę ściągną zapewne i goście zakordonowi.
Mniej uzasadnione są optymistyczne przewidywania, że interesa z wełną pójdą równie doskonale.
Nie chcemy bynajmniej im zaprzeczać, sądzimy tylko, że tych rzeczy nie można na pewno przewidzieć.
Tymczasem więc pomówimy o innej sprawie, na którą zwrócił słuszną uwagę p. Faustyn Bicz w Kurierze Warszawskim.
Mówi on o roli faktorów żydowskich, pośredniczących między sprzedającymi wełnę a nabywcami.
Co oni mają do roboty tam, gdzie producent styka się bezpośrednio z kupcem, dlaczego żaden układ nie przychodzi bez nich do skutku, dlaczego obywatele ziemscy płacą im hojne i wysokie odsetki za nic? — to pytanie, na które istotnie nie jest łatwo odpowiedzieć.
Kupcom nie są oni potrzebni — obywateli obdzierają — jakaż więc na nich rada? Utworzenie jakichś biur pośredniczących, jakichś meklerów uwierzytelnionych, byłoby rzeczą tak samo niepotrzebną, a w gruncie rzeczy tąż samą, — nie ma więc co o tem myśleć.
Cóż więc robić?
Pozostaje jedno. Oto solidarność sprzedających, z których każdy może siebie i innych zobowiązać do nieużywania próżniaczych i wyzyskujących faktorów.
Dla każdego z wytworców powinno się to stać poniekąd punktem honoru. Czas przecie, byśmy zrozumieli nasz własny interes i otrząsnęli się z owej powolności, gwoli której pozwalamy chować do kieszeni każdemu, komu się podoba, naszą pracę.
Czyżby kto sądził, że jeśli obywatele stanowczo powiedzą sobie: „nie robimy nic przez faktorów“ — to kupcy nie trafią do nich po wełnę!
Kto tak sądzi, niech napycha tedy cudze kieszenie, ale niech wie, że czyni to przez niedołęstwo.