Wacek i jego pies/Rozdział dwudziesty drugi

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ferdynand Ossendowski
Tytuł Wacek i jego pies
Wydawca Seminarium Zagraniczne
Data wyd. 1947
Druk Drukarnia św. Wojciecha
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Rozdział dwudziesty drugi
ŚMIERĆ NORY


Mikuś pędził przy boku gajowego rozkoszne życie w puszczy. A jednak w życiu tym wyczuwało się troskę, a chwilami nawet coś jak gdyby niezadowolenie czy wstyd.
Zdarzało się to za każdym razem, kiedy tropiąc zwierzę lub kłusownika, w pamięci psa stawała postać Wacka.
Spuszczał wtedy ogon, tulił uszy i mrużył roziskrzone ślepie.
Zdawało mu się wtedy, że słonko przygasło nagle, zwiędły liście brzóz i igliwie świerków.
Mikuś czuł się wonczas nieswojo.
Jak gdyby wstyd dręczył psie serce.
Był niezadowolony z siebie.
Wacek tymczasem coraz częściej stawał przed jego oczami. Przedzierając się przez knieję Mikuś widział go jak krząta się na podwórku, po chwili znowu, jak pędzi krowę, i konia na pastwisko, a potem, że siedzi na pagórku i bacznie rozgląda się dokoła.
Takie widzenia poczęły się powtarzać bezustannie, aż wreszcie Mikuś nie wytrzymał.
Pan Piotr odmierzał piony sosen i liczył stare drzewa w borze.
Mikuś wśliznął się w krzaki i oddaliwszy się nieco, popędził co tchu na polanę i aż zaskowytał z radości i szczęścia. Ujrzał Wacka.
Chłopak stał na szczycie pagórka i zasłoniwszy oczy dłonią, przyglądał się kluczowi ptaków, lecących pod srebrzystymi obłokami.
Z wyżyny dobiegał daleki klangor powietrznych wędrowców.
Pies zobaczył Norę.
Siedziała w cieniu krzaka i raz po raz potrząsała długimi uszami.
Zapewne cięły ją muchy czy złe, rude bąki, których Mikuś bał się i nienawidził.
Mikuś dopadł Wacka.
Skakał mu na pierś, lizał po twarzy, rękach i nogach, skowytał, piszczał i szczekał.
Jak umiał, wyrażał swoją radość, wierność i tęsknotę za chłopakiem.
Hałas, który czynił Mikuś, zwabił Norę.
Podreptała tam, kulejąc i ociągając się.
Spojrzawszy na nią z bliska, Mikusia na razie porwał gniew.
Jak śmie ta stara suka być z Wackiem, gdy jego — Mikusia nie ma przy nim?
Taki go ogarnął gniew, że zapominając o wszystkim chciał już odpędzić ją.
Zanim postanowił to, Nora patrząc na niego poczciwymi ślepiami, merdała ogonem i parskając łagodnie, obwąchiwała mu pysk i kark.
Gniew kundla prysnął od razu.
Mikusia ucieszyła nawet myśl, że jakaś wierna istota znajduje się wszakże przy umiłowanym przez niego chłopcu.
Liznął więc Norę w zimny nos, otarł się raz jeszcze o nogi Wacka, ogarnął spojrzeniem konia, krowę i kozę i nie oglądając się już, pomknął z powrotem do gajowego.
Pan Piotr, zajęty swoją pracą, nie spostrzegł nawet nieobecności psa.
Zresztą, gdyby nawet zauważył to, nie zdziwiłby się bynajmniej. Przecież był przyzwyczajony, że Mikuś, tak zresztą jak i Nora, same wiedziały, co mają robić w puszczy.
Od tego jednak dnia, Mikuś, strzegąc rewiru, zawsze urywał sobie trochę czasu, by zajrzeć na polanę i popieścić się z Wackiem.
Dziwiło go, kiedy nie spostrzegał przy nim Nory. Smuciło go to i niepokoiło.
Później nieco zrozumiał, że starucha chorowała i stawała się z dniem każdym coraz bardziej niedołężną.
Dopóki pełniła swe codzienne obowiązki i pracowała w puszczy, dodawało jej to sił.
Pozostawszy bez pracy, zaczęła szybko słabnąć.
Wszystko ją bolało. Czasem nie mogła nawet podnieść się ze słomy w stajni i leżała, cicho jęcząc.
Porywała się iść z Wackiem na pastwisko, lecz nie miała sił ruszyć się z miejsca.
Ani Nora, ani Mikuś nie wiedziały, że praca przedłuża, zdobi i rozjaśnia życie.
Pewnego razu wychodząc z gajowym do puszczy, Mikuś zajrzał do stajni i zdumiał się.
Nie znalazł tam Nory.
Nie było jej też na podwórku, ani na drodze, przy bramie.
Mikuś zaniepokoił się raptem.
Zwęszywszy świeże ślady Nory, począł tropić ją. Odnalazł ją w konch.
Odeszła daleko od domu i leżała w gąszczu młodych świerków.
Rzęziła ciężko.
Piwne oczy jej zmętniały.
Leżała nieruchomo z wyciągniętymi sztywnie łapami i nie drgnęła nawet, kiedy Mikuś ostrożnie potrącił ją pyskiem.
Strach nagły i niepojęty — zawładnął psem.
Nie oglądając się popędził do domu.
Skowytał i skakał strwożony przed gajowym, odbiegał od niego i znów powracał.
Pan Piotr zrozumiał, że Mikuś zamierza prowadzić go gdzieś.
Poszedł za nim i wkrótce stał już nad Norą.
Stara, wierna towarzyszka jego już nie żyła.
Smutny powracał do domu.
Za nim ze zwieszoną głową i podwiniętym ogonem wlókł się Mikuś.
Pani Wanda posłyszawszy, że Nora zdechła, popłakała się serdecznie.
Wacek posmutniał, bo polubił starą, niedołężną Norę.
Przynosił jej codziennie jedzenie i wodę na pastwisko, żeby oszczędzić ją. Nic jednak nie pomogło i zakończyła swoje pracowite życie cichutko, samotnie, nikomu nie sprawiając kłopotu.
Słońce wysuszyło jej sterane, wychudłe ciało, świerki przysypały wonnym igliwiem i — ani człowiek, ani zwierzę — nigdy już nie zobaczyły i nie posłyszały w puszczy, starej, czujnej, zawsze zakłopotanej Nory.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ferdynand Ossendowski.