W płomieniach/Żydzi

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jerzy Bandrowski
Tytuł W płomieniach
Wydawca Jerzy Bandrowski
Data wyd. 1917
Miejsce wyd. Kijów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ŻYDZI.

Obok nas, ale nie wraz z nami, lecz oddzielnie, po swojemu przeżywali tę historję żydzi. Stosunki między społeczeństwem polskiem a żydowskiem w Galicji jeszcze przed wojną ułożyły się tak, że o jakiemś współżyciu mówić było już trudno. Żydzi występowali przeciw nam jako otwarci nasi wrogowie a sprzymierzeńcy i podpory rządu austrjackiego, który im też na wszystko pozwalał.
Nie urządzam przeciw żydom krucjaty i o ich nieszlachetnym sposobie postępowania rozpisywać się szeroko nie będę, aczkolwiek nie widzę przyczyny, dla której miałbym osłaniać milczeniem to, co działo się w biały dzeń, na co moje oczy patrzyły, a co uważam za charakterystyczne. Zresztą nie zależy mi bynajmniej na współdziałaniu żydów z polskiem społeczeństwem i bynajmniej za złe im nie biorę, że czuli tak, jak umieli i mogli. Wogóle nie zajmowałbym się nimi, gdyby nie to, że wszędzie ich było widać, że oni najgłośniej manifestowali swoje zapały i postępowaniem swem dowiedli jasno, iż nie można ich uważać ani za naród trzeźwy, ani rozsądny, ani mądry, ani nawet sprytny.
Żydzi austrjaccy byli najzagorzalszymi patrjotami austrjackimi. Ze względu na to, iż w Austrji dobrze im się działo, należałoby uważać ten objaw za naturalny a nawet dowodzący zdolności żydów do tak szlachetnego uczucia, jak wdzięczność. Zapominali oni jednak przytem, że nie są jedynymi tej ziemi mieszkańcami i że mają też pewne obowiązki wobec społeczeństwa, które jest faktycznym tejże ziemi właścicielem, czyli — posiada ją w najprostszem znaczeniu tego słowa. Nad społeczeństwem polskiem przechodzili żydzi najzupełniej do porządku dziennego, pewni, iż liczyć się z niem nie potrzebują.
Aczkolwiek tego rodzaju zachowanie się wobec dawnych gospodarzy, którzy żydom też niemało dobrego wyświadczyli, nie jest ani piękne ani szlachetne, łatwo je pojąć i wytłómaczyć skłonnością, do płaszczenia się tej wschodniej, w gruncie rzeczy niewolniczej duszy, co tylko wówczas czuje się na siłach, gdy znajdzie potęgę, którejby się łasić mogła. Szlachetność jest wprawdzie wzniosłą cnotą, ale pozioma mądrość życia nic o niej nie wspomina. Jestto niewątpliwie cnota pańska.
Są jednak cnoty, których przestrzegać się musi, bo bez nich albo bardzo źle żyć, albo nawet wcale żyć nie można. Nie będę tu tych cnót wyliczał, niemniej naród mądry znać je powinien. Jestto pewnego rodzaju społeczny czy narodowy „savoir vivre“, obowiązujący ściśle nie tylko naród rozbity i roztrzęsiony, jak żydzi, ale — co się dowodnie i niezbicie w tej wojnie pokazało — nawet takie potęgi, jak Niemcy i Austrja. Otóż jeśli my, którzy, w porównaniu z takimi Włochami lub Serbami, stosunkowo jeszcze niedługo mogąc pod obcym kierunkiem rozważać prawa życia, doszliśmy do przekonania, iż przedewszystkiem trzeźwość i rozsądek mają decydować o naszem współżyciu z narodami, powinnibyśmy się spodziewać, iż naród żydowski, przez tyle wieków walając się po cudzych przedsionkach i kłaniając się cudzym bogom, posiada chyba niewyczerpany skarbiec tej politycznej mądrości, o której tak wiele i tak chętnie sam opowiada.
Niestety obserwacje, jakie poczyniłem, dowiodły mi, iż żydów nie można brać w rachubę jako poważny czynnik polityczny. Są oni nieostrożni i nierozumni, fanatyczni i zaślepieni, sentymentalni i skłonni do kłamstwa, niepoprawni optymiści, nieznośni i nietolerancyjni w powodzeniu, poniżający się i tchórzliwi w upadku, bez godności, bez umiarkowania, bez miłosierdzia — lekkomyślni ryzykanci!
Tak stary naród i to naród, który takie majątki na dostawach i spekulacjach wojennych porobił a nie rozumieli, że „eventus belli semper dubius est!“ Cóż prędzej złamać się może — od miecza? I cóż — obosieczniejszego? Zwłaszcza, że — oni powinni to byli wiedzieć — zbierało się na wojnę bardzo trudną i ciężką. A właśnie oni rozpuszczali o siłach rosyjskich jak najpotworniejsze plotki, malując wszystkim tę wojnę, jako rzecz nadzwyczaj łatwą i niewątpliwie wygraną. Zaślepiała ich nienawiść — fakt bardzo charakterystyczny, albowiem nam nienawiść częstokroć otwiera oczy. My nie lekceważyliśmy sił niemieckich, my wiedzieliśmy, że walka będzie ciężka i długa i my potrafiliśmy w danej chwili nienawiści również wyzbyć się. Potrafię zrozumieć zaślepienie spowodowane podziwem i miłością — dlatego nie dziwię się, że żydzi wierzyli w potęgę Niemiec. Tem bardziej jednak ostrożnym trzeba było być, gdy się tego swego rycerza ukochanego „w błyszczącej zbroi“ wysuwało na śmiertelną walkę z wrogiem znienawidzonym — bo a nuż? A co wtedy?
Więc: albo żydzi działali na ślepo, albo też nie umieli, nie potrafili ocenić sił Rosji. Tak jedno jak i drugie dowodzi indolencji, bo czego jak czego, ale siły Rosji pod korcem szukać nie trzeba było.
Druga rzecz, której żydzi nie brali zupełnie — pod uwagę, to to, iż nigdy nie należy zbyt wielkiej wagi przypisywać rewolucjom i ruchom ludowym. Określił to dość jasno Napoleon Wielki, człowiek, który chyba dobrze wiedział, co można zrobić a czego nie można. Według żydów, zaraz po wypowiedzeniu wojny, w Rosji miał wybuchnąć strajk powszechny, bunt w wojsku, bunt floty, powstanie w Finlandji, w Królestwie Polskiem, na Ukrainie, na Kaukazie i w Turkestanie. Taka była teorja — a rzeczywistość? Kilkuset Adżarów uciekło w góry, aby rabować kozy Ormianom. Pomyłka zbyt gruba.
Ale żydzi wierzyli.
— Glauben bedeutet nichts wissen! — mawiał zwykle pewien znajomy mi kapitan austrjacki.
Jakżeż nie wierzyć w to, czego się chce.
Ba, trzeba „umieć chcieć!“ — powiedział nienawistny żydom polski romantyk, Wyspiański.
Otóż to. Żydzi krzyczeli — i myśleli, że krzykiem wszystko zrobią. „Jerychoński szturm“ jest jedną z najgienjalniejszych satyr na żydów.
A więc — manifestowali, rozpuszczali bezustanne pogłoski o zwycięstwach, wypisywali po dziennikach przenajrozmaitsze historje, udawali nieopisany zapał wojenny — w rzeczywistości wszyscy wszywali się w sanitarjuszów i brali na ramiona przepaski z Czerwonym Krzyżem, przyczem nie omieszkali jaknajcyniczniej wyrażać się o pracujących wraz z nimi w szpitalach polskich sanitarjuszkach. Po szpitalach stałych pełno było lekarzy-żydów, w polu pracowali przeważnie katolicy. W kancelarjach wszędzie byli żydzi. Dziwnym jakimś zbiegiem okoliczności, kiedy we Lwowie zaczęto powoływać pod broń młodzież, żydzi zostali.
Dzienniki żydowskie najgłośniej nawoływały młodzież polską do legjonów — na skarb wojskowy lęgji żydzi na ulicach datków dawać nie chcieli.
A za to:
Kiedy w jednej restauracji ośmieliłem się zwrócić uwagę gościom, iż działa słychać, gospodarz-żyd przystąpił do mnie i w ostrym tonie zwrócił mi uwagę, „iż jest zwycięstwo pod Kraśnikiem, dział żadnych nie słychać i on to sobie wyprasza“.
Zaś drugi żyd, literat w dodatku, słysząc, jak pewien dziennikarz polski w kawiarni sceptycznie wyrażał się o austrjackich zwycięstwach, donośnym głosem nakazał mu milczenie, grożąc, że „zrobi z tego użytek“ i każe go aresztować.
Gospodarz kamienicy, naprzeciw której mieszkałem, wyczekawszy chwilę, w której pewien młody człowiek odjechał na wojnę, niezwłocznie zajął ruchomości jego rodziny, wyganiając równocześnie biednych ludzi na bruk. Nawet dziecinnego wózeczka wydać im nie chciał. Działo się to wieczorem. Kiedy ja zwróciłem mu uwagę, iż postępuje niewłaściwie, przezwał mnie „Moskalem“, co w tych burzliwych czasach było rzeczą wprost niebezpieczną. Na szczęście w tej ulicy plebs żydowski nie mieszka i tak nie tylko, że mi się nic nie stało, ale jeszcze mogłem temu człowiekowi dać należytą odprawę.
Wyłapując wszelką zdawkową monetę i podbijając niezmiernie cenę produktów, równocześnie nie chcieli przyjmować banknotów po przepisanym kursie.
Tu opowiem parę faktów z własnej obserwacji:
Wszystkie pisma żydowskie wzywały Polaków do powstania przeciw Rosji, obiecując nam niesłychane zdobycze.
Co to za Polska-będzie!
Pewnego dnia byłem na drugiem śniadaniu u Musiałowicza. Do mego stołu przysiadł się pewien adwokat lwowski z żoną, niebrzydką, pretensjonalną kobieciną. Żydzi. Do nich po chwili przysiadło się trzech wojskowych, lekarz, lwowski żyd, major i porucznik — Polacy. Pani mecenasowa „z miejsca“ zaczęła mówić po niemiecku.
Wywiązała się ogólna rozmowa. W owych czasach!
Lekarz i oficerowie wracali „z pola“. Zwłaszcza lekarz miał dużo do opowiedzenia. Niewzruszony jak Winnetou, robił operacje pod kulami i szrapnelami. Rzecz prosta, że nie widząc w towarzystwie Niemca, mówił po polsku.
— Gustaw, sprich deutsch! — napomniała go pani mecenasowa.
Chwilę mówił po niemiecku, ale wkrótce znowu „przeszedł na polski“.
— Deutsch, Gustaw, deutsch! — zwróciła mu uwagę pani mecenasowa.
Nie dosłyszał jej lub nie chciał dosłyszeć — rozmawiał ze mną, z Polakiem.
— Gustaw, sprich deutsch! — odezwało się znowu miaucząco-grymaśne napomnienie.
Lwowscy żydzi obiecywali nam ogromną Polskę, ale sami zaczynali mówić wyłącznie po niemiecku.
Jechałem tramwajem. Przez ulicę szedł oddział wojska.
— Ach, jaka szkoda, że człowiek niema jeszcze 19 lat skończonych! — westchnął stojący koło mnie młody żyd.
— Dlaczegóż to?
— Mobilizacja obejmuje tylko tych, którzy skończyli 19 lat! — rzekł z żalem.
— Według prawa austrjackiego można wstąpić jako ochotnik po skończeniu 16-go roku życia. Pan masz z pewnością osiemnaście i zdrów pan jest — przyjmą pana niezawodnie! — pocieszyłem go.
Nie dosłyszał.
Dwie panie stanęły przed obwieszczeniem mobilizacyjnem i zaczęły je czytać.
Żyd jakiś bez ceremonji stanął przed niemi, zasłaniając im sobą plakat.
— Co za grubjanin! — rzekła jedna pani.
— Poczekaj, niech się tu tylko pokażą kozacy, wnet oni zgrzecznieją! — zażartowała druga.
Żyd odszedł i kazał obie panie aresztować.
Ktoś mi to opowiadał:
— Kiedy wojna podchodziła już pod Lwów, lekarze jednego z lwowskich szpitali wojskowych wnieśli do komendy prośbę, aby szpital ewakuowano i przeniesiono na Węgry.
Żądanie swe motywowali tem, że szpital nie jest zaopatrzony w żywność, skutkiem czego chorzy po kilka dni nie otrzymują jedzenia.
Kuchnia szpitalna była wydzierżawiona żydowi.
Komenda zawezwała żyda i wpadła na niego.
— Jak ty możesz, złodzieju jeden, nie mieć żywności?
— Dowóz coraz trudniejszy, koni niema, ludzi niema...
— Pod sąd wojenny pójdziesz, rozumiesz? Myślisz, że to żarty?
Żyd się zląkł.
— No, to ja powiem prawdę. Ja mam żywność.
— Więc czemu ludzi głodzisz?
— Bo panowie doktorzy powiedzieli mi, żebym ja żywności nie dawał, że oni w ten sposób będą mogli uzyskać przeniesienie szpitala na Węgry, bo tu to oni się już bardzo boją...
Czy cały ten fakt jest prawdziwy, nie ręczę. Ja wiem na pewno tylko to, że ranni i chorzy po kilka dni nie dostawali jedzenia.
Żyd, o którym mowa, dzierżawił kuchnię i w drugim wielkim szpitalu wojskowym, gdzie gospodarował jego jakiś krewny i gdzie również z jedzeniem było bardzo źle.
Właśnie w przeddzień wkroczenia wojsk rosyjskich do Lwowa, kiedy nad miastem krążył już. rosyjski aeroplan, opowiadałem tę historję jako „curiosum“ lub też plotkę charakterystyczną jednemu z moich kolegów, semicie.
— Tak jest! To zgubiło Austrję, to! Te wieczne łajdactwa, kradzieże, nieuczciwość to, co tak słusznie Niemcy nazwali „Polnische Wirtschaft“.
— Ależ co my mamy z tem wszystkiem do czynienia? Przecież to żydzi w tym szpitalu...
— To się tak mówi „żydzi!“ Polacy zgubili Austrję, Polacy pragnęli panowania rosyjskiego, Polacy swemi szacherkami spowodowali klęskę... Żołnierz austrjacki niema co jeść, niema czem strzelać, a w Wiedniu pieniędzy nie żałują... Gdzie się te pieniądze podziały“.
— Więc to Polacy winni, że te pieniądze utonęły w żydowskich kieszeniach?.
— Tak, to ta nieuczciwa atmosfera w kraju... To Polacy.
O, bracia moi! Wiecie teraz, za co dziesiątki tysięcy z was poległy w bitwach wschodnio-galicyjskich? I wiecie, po co żydzi pchali was do legji? Aby módz powiedzieć, że wyście — zdradzili! Jak gdyby to nie oni Austrję Prusom zaprzedali!
Przytoczone przezemnie drobne szczególiki charakteryzują najzupełniej żydowski sposób postępowania. Podszczuwanie ludności, teroryzowanie jej, niemiłosierny wyzysk, strategja jerychońska i denuncjacje. Tak było a nie inaczej.
Jakkolwiek rzeczy się ułożą, my zostaniemy na swojem miejscu, wypróbowani już, doświadczeni, spokojni i zahartowani, a wzbogaceni przedewszystkiem tem, że nie będziemy mieli żadnych illuzji, zwłaszcza co do żydów.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jerzy Bandrowski.