W lesie (Faleński, 1871)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Felicjan Faleński
Tytuł W lesie
Pochodzenie Odgłosy z gór
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1871
Druk Józef Unger
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XX.
W lesie.


Nad potokiem siedzę sobie.
W strony obie
Drzew szumiąca ze mną rzesza.
W wód kryształy rozsrebrzone
Wzrokiem tonę,
I świat w oczach mi się mięsza.


Płyną chmury z ćmy dalekiéj
W górę rzeki —
Pstrąg w powietrzu buja chybki —
Niebo, przez żwir chropowaty
Zdarte w szmaty —
Plączą się w obłokach rybki.

Przewrócone drzewa toną
W dół koroną,
Pokrajane w drobne pręty —
Słońce się w zielonéj rzęsie
Z chłodu trzęsie —
Wiatr się zmarszczył w siatkę wzięty.

Swierszczyk w trawie swą grzechotką
Skrzypnął słodko,
Co gdy zrobił dziwny grajek,
Co tchu muszka szmaragdowa
Drżąc się chowa
W lesie z niezapominajek.

Ochłonąwszy jakoś zwolna,
Znów swawolna

Brzmiąc, skrzydełka swe rozmota —
I, o cudo! wśród promieni
Gdy się mieni,
To jest modra, to znów złota!

Jakże wdzięczna, jak szczęśliwa
W słońcu pływa!
Może zbyt zarozumiała?
Co? co? tu — tu — po nad trawą
Grała żwawo,
I w tém gdzieś się zapodziała...

Jeszcze brzęk jej w uszach dzwoni,
A już po niéj?
Była tylko co — a oto
Już jéj nie ma? Mówcie ptaki:
Kto z was taki,
Kto mi sprzątnął muszkę złotą?

O! zdradliwa tam jaskółka,
Ponad ziółka,
Chyłkiem z wody mknie jak strzała.
Ona to — czy uwierzycie?
Cudze życie —
Czarnym dziobem w lot schwytała!


No, a sama lubi przecie
Żyć na świecie.
Niegodziwa! Niezawodnie,
Gdy się o tém choć w połowie
Pan Bóg dowie,
Jastrząb spłaci jéj tę zbrodnię.

No no, żal mię brać poczyna —
Ta ptaszyna
Gniazdko swe u strzechy wgłębia...
Więc téż, gdy on mknie nad lasem,
Niech tymczasem
Orzeł spadnie wziąść jastrzębia.

Po co się na słabszych miota
Ten niecnota?
Lecz i orzeł cóś podobnie...
Więc niech orła strzelec gracki,
Gdzieś z zasadzki,
Znów z kolei kulką skrobnie.

Nie, nie — ptak to coraz rzadszy:
W słońce patrzy,

Wśród chmur kąpie twarde życie.
I otwarcie, nie zaś zdradnie
W wichrach władnie —
Czyż takiego podejść skrycie?

On podesłać się nie trwoży
Pod tron Boży
Gniazdo swe u niebios węgła;
Godzien więc, by go jedynie,
W gwiazd krainie,
Gromem Pańska dłoń dosięgła.

Co? Co słyszę? Grom złowieszczy
Już — już trzeszczy?
Patrzę — w koło ćma ziębiąca!
Wicher, w skrzydła bijąc krucze,
W drzewa tłucze,
Liśćmi rzuca, potok zmąca!

Błyskawica się jak żmija
Z chmur wywija —
Sunie grzmiąc ciemności bryła,
Zda się świat swem przejściem zgniecie... —
No, a przecię
Tylko co pogoda była?!...



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Felicjan Faleński.