Ubezpieczenie robotników

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Kirszrot-Prawnicki
Tytuł Ubezpieczenie robotników
Pochodzenie Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891)
Wydawca G. Gebethner i Spółka, Br. Rymowicz
Data wyd. 1893
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Kraków – Petersburg
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
UBEZPIECZENIE ROBOTNIKÓW.



Nie trzeba koniecznie należeć do obozu socjalistów, ażeby przyznać, że zarobek robotnika, wogóle wziąwszy, starczy zaledwie na opędzenie w normalnych warunkach niezbędnych jego potrzeb. A cóż dopiero się dzieje w stanie anormalnym, jeżeli zachodzi wypadek, stawiający robotnika w niemożliwości pracowania! Choroba, kalectwo, starość, brak zajęcia, wreszcie śmierć zastają zwykle robotnika i jego rodzinę bez żadnych zasobów, bez żadnych oszczędności, któreby pozwoliły jako tako przetrwać ciężką chwilę.
Gdzież w takiem położeniu znaleść przytułek i pomoc? Do niedawna jeszcze dobroczynność publiczna była jedynem, nader niewystarczającem, a natomiast, wielce upokarzającem schronieniem dla człowieka pracy, w ostatnich dopiero czasach, uchylać dla niego zaczęto wrota instytucji ubezpieczeń. Ażeby jednak przez nie się przedostać, trzeba przez długi szereg lat opłacać składki asekurujące, a kto ma ten wydatek ponosić?
Sam robotnik, odpowiadają ekonomiści, którzy w samopomocy widzą jedyną dźwignię, zdolną podnieść moralny i materjalny byt klasy roboczej. Własna praca i własna oszczędność: oto źródła, z których robotnik wyłącznie czerpać powinien środki dobrobytu i pomyślności — źródła to niewyczerpane i nigdy nie wysychające!
Gdyby źródła te rzeczywiście były niewyczerpane, to nie istniałaby wcale kwestja robotnicza, zrodziły ją właśnie brak środków i łatwość ich wyczerpania. Obliczono, że gdyby robotnik sam opłacać musiał wszystkie składki na najskromniejsze chociażby ubezpieczenie siebie i rodziny od licznych wypadków zagrażających jego życiu i dobrobytowi, to cały zarobek na toby nie starczył; dla zapewnienia sobie jutra, musiałby dziś z głodu umrzeć.
Jasno więc jak na dłoni, wyprowadza stąd wniosek szkoła przeciwnego obozu, że ciężar ubezpieczenia robotnika spadać powinien na pracodawcę.
Nie bardzo to jednak tak jasne, jeżeli się rozważy, że pracodawca nie jest panem, ale sługą publiczności, że nie może nakładać na wyroby swoje cen dowolnych, ale zadawalniac się musi temi, które konkurencja wytwarza. Opłacanie przez pracodawcę wszystkich składek asekuracyjnych za robotnika pociągnęłoby za sobą powiększenie kosztów produkcji a w następstwie tego podrożenie wyrobów; drozsze zaś towary są dostępne dla mniejszego koła spożywców, zakłady fabryczne, nie mając spożywców, musiałyby zredukować produkcję, to znowu pociągnęłoby za sobą odprawianie robotników, lub zmiejszenie ich płacy, w ostatecznym zatem rezultacie zamierzone dobrodziejstwo stałoby się klęską dla klasy roboczej.
Skoro tak, konkludują znowu inni, to nie pozostaje nic innego jak odwołać się do pomocy państwa; rządy do kas swych sięgać powinny dla zabezpieczenia od nędzy najsilniejszej klasy narodu.
Czy jednak kasy rządowe są tak bardzo zasobne? Czy dużo znajduje się państw, które dla opędzenia swych potrzeb nie są zmuszone uciekać się do pożyczek?
Państwo każde o tyle jest bogate, o ile bogaci są jego obywatele; kasy państwowe o tyle są zapełnione, o ile zapełnić je są w stanie podatki od obywateli ściągane. Że struna podatkowa nie daje się naciągać do nieskończoności najlepszy dowód w tem, że rządy nie mając możności w drodze opodatkowania znaleść potrzebnych funduszów, tak często uciekać się muszą do pożyczek. Gdyby państwa w interesie klas roboczych nakładały na swe ludy uciążliwe podatki, któreby dotknęły nietylko dochód, ale i kapitał narodowy, to za zmniejszeniem się kapitału musiałoby pójść zmniejszenie się pracy i produkcji narodowej, co znowu padłoby całym ciężarem na klasę robotniczą, poszukującą pracy i z niej żyjącą.
Jakżeż więc tu rozwiązać trudny ten dylemat? Czy nie znajdując nigdzie odpowiednich funduszów, oddać robotnika na pastwę głodu i nędzy?
Bynajmniej, — trzeba tylko wziąć rozbrat z wszelką doktryną i nie przykrajać sukienki dla społeczeństwa wedle teorji jakiejś z góry powziętej: nie należy ani przeceniać, ani lekceważyć żadnego z czynników, składającyoh skomplikowany organizm społeczny. I robotnik i pracodawca i państwo, każde z nich posiada pewne siły i zasoby, pewną sferę działalności, praw i obowiązków; sprzągnijmy to wszystko razem, a wóz zpewnością z miejsca ruszy.
Przykład tego dają najnowsze instytucje ubezpieczeń robotników; jakkolwiek na gruncie niemieckim wyrosłe, ani śladu w nich pojęć abstrakcyjnych. Nie pociągnięto, ani nie odepchnięto w imię tej lub owej teorji jednego lub drugiego czynnika społecznego, nie zwolniono jednego od obowiązków, ani nie przeciążono drugiego: i robotnik i pracodawca i państwo do utrzymania instytucji ubezpieczeń robotników przyczyniać się powinny, stosunek zaś każdego z nich zależy z jednej strony od stopnia ciążącego na nim obowiązku, z drugiej od wysokości posiadanych przez niego funduszów. I tak, choroby, którym podlega robotnik tak samo, jak każdy inny człowiek, nie mają po większej części związku ze sposobem jego zatrudnienia, przeto w tej gałęzi ubezpieczona składka ciąży w większej części na samym robotniku, a w mniejszej tylko na pracodawcy.
Natomiast nieszczęśliwe wypadki przy pracy są po większej części wynikiem wadliwej konstrukcji maszyn, lub braku dozoru, składki więc na ubezpieczenie od tych wypadków płaci sam pracodawca. Nakoniec ubezpieczenie, inwalidów pracy i starców jest obowiązkiem i samego robotnika, który z niego korzysta i pracodawcy, u którego w usługach robotnik wiek i zdrowie sterał i wreszcie państwa, które nie powinny dopuścić, aby ludzie, którzy całe życie ciężko i uczciwie pracowali, na starość głód cierpieli, a ponieważ ten rodzaj ubezpieczenia wymaga nadto wielkich funduszów, przeto do ich utworzenia wszyscy przykładać się są zobowiązani.
W ten sposób uorganizowana instytucja ubezpieczeń robotników nie usunie wprawdzie w zupełności kwestji socjalnej, ale bez wątpienia wiele do jej złagodzenia się przyczyni.

Warszawa.Józef Kirszrot-Prawnicki.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Kirszrot-Prawnicki.