Trzej muszkieterowie (1913)/Tom I/Rozdział XV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Trzej muszkieterowie |
Podtytuł | Powieść historyczna z XVII wieku |
Wydawca | Wydawnictwo Najsławniejszych Powieści Świata |
Data wyd. | 1913 |
Druk | Drukarnia Udziałowa |
Miejsce wyd. | Warszawa, Lwów |
Tłumacz | Stanisław Sierosławski |
Tytuł orygin. | Les Trois Mousquetaires |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Gdy Atos nie pojawił się następnego dnia po wypadkach, jakie się rozegrały, d’Artagnan i Portos zawiadomili pana de Tréville o jego zniknięciu.
Aramis już przedtem poprosił o zwolnienie go na pięć dni ze służby i udał się — jak twierdził — do Rouen w celu załatwienia jakichś spraw rodzinnych.
Pan de Tréville był ojcem dla swoich żołnierzy. Najpodrzędniejszy z nich i najmniej znany, skoro tylko nosił mundur oddziału, mógł być tak pewnym jego pomocy i poparcia, jakgdyby był jego rodzonym bratem. Udał się tedy natychmiast do urzędnika do spraw kryminalnych. Wezwano oficera, dowodzącego strażą w więzieniu Czerwonego Krzyża, a kolejne poszukiwania wykazały, że Atos został umieszczony w Forcie Biskupim.
Atos przechodził te same przykrości, na jakie był narażony Bonacieux.
Byliśmy świadkami sceny konfrontacyi obu więźniów. Atos, który aż dotąd nie mówił nic z obawy, by d’Artagnanowi na brakło potrzebnego czasu, oświadczył teraz stanowczo, że nazywa się Atos, nie zaś d’Artagnan.
Dodał, że nie zna ani pana, ani pani Bonacieux, że nigdy nie rozmawiał ani z jednem, ani z drugiem z małżonków, że około godziny dziesiątej wieczorem przybył w odwiedziny do d’Artagnana, swego przyjaciela, i że aż do tej pory nie znajdował się w pałacu pana de Tréville, gdzie jadł obiad, co — jak oświadczył — mogło potwierdzić dwudziestu świadków. Na dowód wymienił kilka znanych osobistości, między innymi także księcia de La Treêmouille.
Drugi komisarz, przesłuchujący go, był, podobnie jak pierwszy, zdumiony prostem i zwięzłem oświadczeniem tego muszkietera, na którym chętnie pragnąłby wykonać odwet, gdyż ludzie, noszący togę, lubią okazywać swą wyższość ludziom, noszącym szpadę przy boku. Ale wymienione nazwiska pana de Tréville i księcia de La Trémouille zasługiwały na uwagę.
Atosa również zaprowadzono do pałacu kardynała, ale na nieszczęście kardynał był właśnie w Luwrze u króla.
W tej samej chwili pan de Tréville, odwiedziwszy urzędnika do spraw kryminalnych i gubernatora Fortu Biskupiego, gdzie nie znalazł Atosa, przybył także do Jego Królewskiej Mości.
Jako kapitan muszkieterów, pan de Tréville miał o każdej porze wolny dostęp do króla.
Wiadomo, jakie były uprzedzenia króla względem królowej, uprzedzenia, podsycane przez kardynała, który co do intryg nieskończenie bardziej nie dowierzał kobietom, aniżeli mężczyznom. Jedną z głównych przyczyn tego uprzedzenia była przyjaźń, jaką Anna Austryaczka okazywała pani de Chevreuse. Dwie te kobiety bardziej niepokoiły króla, aniżeli wojny z Hiszpanią, zatargi z Anglią i kłopoty finansowe. W jego oczach i w jego przekonaniu pani de Chevreuse usługiwała królowej nie tylko w jej intrygach politycznych, ale również, co go niepomiernie bardziej dręczyło, w intrygach miłosnych.
To też zaraz po pierwszych słowach kardynała, że pani de Chevreuse, wygnana do Tours i rzekomo, jak sądzono, znajdująca się w tem mieście, przybyła do Paryża i przez pięć dni tu bawiła, zmyliwszy tropy policyi, król wpadł w straszny gniew. Kapryśny i niestały, król pragnął, aby go nazywano Ludwikiem Sprawiedliwym i Ludwikiem Skromnym. Potomność niełatwo może zrozumieć ten charakter, który historyą tłómaczy nie rozumowaniem, lecz faktami.
Gdy zaś kardynał dodał, że nietylko pani de Chevreuse bawiła w Paryżu, ale jeszcze, że królowa nawiązała z nią na nowo jedną z tych tajemniczych korespondencyi, jakie w owej epoce nazywano kabałą, — skoro wreszcie zapewnił, że miał już w ręku nici tej najczarniejszej ze wszystkich intryg i że byłby pochwycił na gorącym uczynku ze wszystkimi dowodami występku wysłanniczkę królowej, pozostającą w blizkich stosunkach z wygnaną księżną, lecz że jakiś muszkieter odważył się powstrzymać gwałtownie bieg sprawiedliwości, napadając ze szpadą w ręku na czcigodnych urzędników sądowych, wydelegowanych do zbadania sprawy z całą bezstronnością w celu przedstawienia jej królowi, — Ludwik XIII nie zdołał zapanować nad sobą i podążył ku apartamentom królowej, pobladły tem niemem oburzeniem, które w chwilach wybuchu wiodło go do najchłodniejszego okrucieństwa.
A jednak w całem swem opowiadaniu kardynał nie wspomniał jeszcze ani słowem o księciu Buckingham.
W takiej właśnie chwili wszedł do króla pan de Tréville, pełen zimnej krwi, ugrzeczniony i w nienagannej postawie.
Aczkolwiek obecność kardynała i wzburzenie króla ostrzegły go, że coś się stało, pan de Tréville czuł się silnym, jak Samson wobec Filistynów.
Ludwik XIII kładł już rękę na klamce drzwi, a usłyszawszy odgłos kroków pana de Tréville, odwrócił się.
— Przybywasz pan w samą porę — oświadczył król, który, gdy gniew jego doszedł już do pewnego napięcia, nie umiał zapanować nad sobą. — Ładnych rzeczy dowiaduję się o pańskich muszkieterach.
— A ja — odrzekł z zimną krwią pan de Tréville — muszę donieść Waszej Królewskiej Mości o pięknem postępowaniu jego urzędników.
— Cóż takiego? — spytał wyniośle król.
— Mam zaszczyt donieść Waszej Królewskiej Mości — mówił dalej pan de Tréville tym samym tonem, — że pewni prokuratorzy, komisarze i urzędnicy policyjni, ludzie bardzo szanowni, lecz, jakby się zdawało, wielce zażarci na mundury wojskowe, ośmielili się zaaresztować w prywatnym domu, prowadzić przez ulicę i wrzucić do więzienia w Forcie Biskupim, na mocy rozkazu, którego nie chcieli mi okazać, jednego z moich muszkieterów, a raczej twoich, Najjaśniejszy Panie, człowieka, wiodącego nienaganny żywot, o opinii niemal świetnej, znanego Waszej Królewskiej Mości z jak najlepszej strony, pana Atosa.
— Atosa? — powtórzył król, nie zastanawiając się. — Istotnie znam to nazwisko.
— Jak Wasza Królewska Mość sobie przypomina — mówił pan de Tréville, — Atos jest właśnie tym muszkieterem, który w owym przykrym, pamiętnym pojedynku zranił, na nieszczęście, tak ciężko pana de Cahusac... Ale prawda to, Wasza Eminencyo — zwrócił się pan de Tréville do kardynała, — że pan de Cahusac powrócił już zupełnie do zdrowia?
— Tak, dziękuję — odparł kardynał, zagryzając wargi z wściekłości.
— Pan Atos udał się w odwiedziny do jednego ze swych przyjaciół — opowiadał dalej pan de Tréville, — młodego Bearneńczyka, kadeta z gwardyi Waszej Królewskiej Mości, służącego w oddziale pana des Essarts. Nie zastawszy go w domu, postanowił zaczekać. Zaledwie jednak zdołał usiąść w mieszkaniu swego przyjaciela i wziąć książkę do ręki, by skrócić sobie czas oczekiwania, kiedy chmara pachołków i żołnierzy otoczyła dom, wyłamała kilkoro drzwi i...
Kardynał dał znak królowi, mający oznaczać: „To właśnie ta sprawa, o której mówiłem.“
— Wiemy już o tem wszystkiem — oświadczył król, — gdyż zostało to dokonane w naszym interesie.
— Więc to w interesie Waszej Królewskiej Mości — rzekł pan de Tréville — pochwycono jednego z moich muszkieterów, który nic nie zawinił, i umieściwszy go między dwoma strażnikami więziennymi, jak złoczyńcę, prowadzono wśród urągającego mu tłumu... A obelga ta spotkała zacnego rycerza, który po dziesięćkroć już przelewał swą krew na usługach Waszej Królewskiej Mości i który zawsze jest gotów uczynić to samo.
— Ba! — odezwał się król z pewnem wahaniem, — więc zajście to miało się rozegrać w ten sposób?
— Pan de Tréville przemilczał tu — rzekł kardynał z największym spokojem, — że ten niewinny muszkieter, ten zacny rycerz mniej-więcej na godzinę przedtem napadł z bronią w ręku na czterech komisarzy sądowych, wysłanych przezemnie w celu załatwienia pewnej niezmiernie doniosłej sprawy.
— Wzywam Waszą Eminencyę, aby zechciał tego dowieść — zakrzyknął pan de Tréville z iście gaskońską szczerością i prawdziwie żołnierską szorstkością, — albowiem na godziną przedtem pan Atos, który, jak mogą zapewnić Waszą Królewską Mość, jest potomkiem wielce znakomitego rodu, zaszczycał nas po spożyciu u mnie obiadu rozmową w salonach mego pałacu z księciem de La Trémouille i z hrabią de Chalus, którzy znajdowali się tam właśnie.
Król spojrzał na kardynała.
— Przesłuchanie napadniętych zasługuje na wiarą — odezwał się kardynał, odpowiadając na nieme zapytanie króla; — pokrzywdzeni poczynili takie zeznania, jakie miałem zaszczyt przedstawić Waszej Królewskiej Mości.
— Protokóły urzędników, noszących togi, nie mogą się równać z żołnierskiem słowem honoru — odparł z dumą pan de Tréville.
— Dobrze, dobrze, panie de Tréville — rzekł król; — uspokój się.
— Jeżeli Jego Eminencya ma jakieś podejrzenia wzglądem którego z moich muszkieterów — nie dał się zbić z tropu pan Tréville, — to wobec tego, że znam dostatecznie sprawiedliwość pana kardynała, sam będą żądał śledztwa.
— W domu, gdzie zarządzono to postępowanie sądowe, mieszka, o ile wiem, pewien Bearneńczyk, przyjaciel muszkietera — oświadczył obojętnie kardynał.
— Wasza Eminencya mówi o panu d’Artagnan.
— Mówią o młodym, protegowanym przez pana człowieku, panie de Tréville.
— To ten sam, Wasza Eminencyo.
— Czy nie przypuszczasz pan, że ów młody człowiek dawał jakieś złe rady...
— Panu Atosowi, człowiekowi dwa razy starszemu? — przerwał pan de Tréville.
— Nie, Wasza Eminencyo! Zresztą pan d’Artagnan tego wieczora był u mnie.
— Ach, tak! — rzekł kardynał, — wszyscy zatem byli u pana tego wieczora!...
— Czyżby Wasza Eminencya powątpiewał w moje słowa? — zapytał pan de Tréville z czołem purpurowem od gniewu.
— Niechże mnie Bóg strzeże! — odrzekł kardynał. — Pragnąłbym się tylko dowiedzieć, o której godzinie ów młody Bearneńczyk był u pana?
— Mogę to najdokładniej powiedzieć Waszej Eminencyi, ponieważ w chwili, kiedy wchodził, spojrzałem na zegar i przekonałem się, że jest godzina pół do dziesiątej, podczas gdy wydawało mi się, że musi być znacznie później.
— A o której godzinie, opuścił pański pałac?
— O godzinie pół do jedenastej, w godzinę zatem po tych wypadkach.
— Ale ostatecznie — ciągnął dalej kardynał, nie wątpiąc ani przez chwilę w prawdomówność pana de Tréville i czując, że zwycięstwo wymyka się mu z rąk, — ostatecznie Atos został uwięziony w tym domu przy ulicy Grabarzy.
— Jakto? więc niewolno odwiedzić własnego przyjaciela? niewolno muszkieterowi z mojego oddziału przyjaźnić się z gwardzistą z oddziału pana des Essarts?
— Tak jest, jeżeli dom, gdzie się odbywają te przyjacielskie schadzki, jest podejrzany.
— A może nie wiedziałeś pan wcale, panie de Tréville — wtrącił król, — że dom ten znajdował się pod dozorem policyjnym?
— Istotnie, Najjaśniejszy Panie, nie wiedziałem o tem. W każdym jednak razie, jeżeli nawet tak było, to z pewnością dom ten znajdował się pod nadzorem policyi nie w tej części, gdzie mieszka pan d’Artagnan; mogę bowiem zapewnić, Najjaśniejszy Panie, skoro wierzę temu, co mówi pan d’Artagnan, że niema człowieka, który byłby bardziej oddany Waszej Królewskiej Mości i któryby głębiej podziwiał pana kardynała.
— Czy to nie ten sam d’Artagnan, który pewnego dnia zranił Jussaca w owem nieszczęsnem zajściu, jakie rozegrało się niedaleko klasztoru Karmelitów Bosych? — zapytał król, spoglądając na kardynała, czerwieniejącego ze złości.
— A nazajutrz tego Bernajoux. Tak jest, Najjaśniejszy Panie, jest to ten sam, Wasza Królewska Mość ma doskonałą pamięć.
— Cóż zatem postanowimy? — zapytał król.
— To zależy bardziej od Waszej Królewskiej Mości, aniżeli odemnie — oświadczył kardynał. — Ja osobiście uważam czyn za występny.
— Ja zaś przeczę temu — zawołał pan de Tréville. — Ale Jego Królewska Mość ma sędziów, i oni powinni wydać wyrok.
— Otóż właśnie — rzekł król — odeślemy tę sprawę przed sąd; zadaniem sędziów jest sądzić, niech więc osądzą.
— Jednakże — zauważył pan de Tréville — smutne to, że w tych nieszczęsnych czasach, w jakich żyjemy, nawet życie bez jakiejkolwiek skazy, nawet cnota najbardziej stwierdzona nie zabezpieczają człowieka przed potwarzą i prześladowaniem. A wojsko, mogę zaręczyć, nie będzie też nazbyt zadowolone z tego, że jest narażone na tak surowe traktowanie z powodu spraw policyjnych.
Słowa były niebaczne; ale pan de Tréville użył ich ze świadomością skutku: pragnął doprowadzić do wybuchu, gdyż wybuch budzi płomienie, a płomień rozświetla.
— Sprawy policyjne! — krzyknął król, powtarzając słowa pana de Tréville, — sprawy policyjne! A cóż panu o tem wiadomo, mój panie. Gdy się słyszy pańskie słowa, możnaby sądzić, że Francya znajduje się w niebezpieczeństwie, skoro przypadkiem zaaresztowano jakiegoś muszkietera. Mój Boże! ileż to hałasu z powodu jednego muszkietera! Rozkażę uwięzić dziesięciu, do licha! stu nawet cały oddział! i nie pozwolę nikomu pisnąć ani słowa.
— Z tą chwilą, gdy moi muszkieterowie są podejrzywani przez Waszą Królewską Mość — oświadczył pan de Tréville, — z tą chwilą stają się winnymi. I ja również, Najjaśniejszy Panie, gotów jestem zwrócić ci szpadę; nie wątpię bowiem, że pan kardynał, oskarżywszy moich żołnierzy, zakończy oskarżeniem mnie samego. Lepiej się zatem stanie, jeżeli znajdę się w więzieniu z panem Atosem, który już został zaaresztowany, i z panem d’Artagnanem, który niewątpliwie też zostanie uwięziony.
— Najjaśniejszy Panie — odezwał się pan de Tréville, nie zniżając bynajmniej głosu, — rozkaż, aby mi oddano mego muszkietera, albo go osądzono.
— Będzie stawiony przed sąd — rzekł kardynał.
— Tem lepiej! w takim bowiem razie poproszę Waszą Królewską Mość, aby pozwolił mi bronić jego sprawy.
Król obawiał się burzy.
— Jeżeli Jego Eminencya — rzekł — nie ma jakichś względów osobistych...
Kardynał, usłyszawszy skierowane przeciwko sobie słowa, wolał je uprzedzić.
— Przepraszam — oświadczył, — ale z chwilą, kiedy Wasza Królewska Mość widzi we mnie stronniczego sędziego, usuwam się.
— Panie de Tréville — odezwał się król, — czy możesz pan przysiądz na pamięć mojego ojca, że pan Atos znajdował się w pańskim domu podczas tego zajścia i że nie brał w nim wcale udziału?
— Na pamięć pełnego chwały ojca twego i na miłość ku tobie, Najjaśniejszy Panie, którego kocham i czczę najbardziej na świecie, przysięgam.
— Racz się zastanowić, Najjaśniejszy Panie — rzekł kardynał. — Jeżeli w ten sposób wypuścimy więźnia, trudno będzie dojść prawdy.
— Pan Atos gotów będzie zawsze odpowiadać, kiedy tylko sędziowie zechcą go badać — odparł pan de Tréville. — Nie ucieknie, panie kardynale, ja ręczę za niego.
— Istotnie, nie ucieknie — zauważył król; — znajdziemy go zawsze, jak słusznie powiedział pan de Tréville. Zresztą — dodał, zniżając głos i spoglądając proszącym wzrokiem na Jego Eminencyę — zapewnijmy im bezpieczeństwo; to będzie nawet politycznie.
Te „polityczne“ poglądy Ludwika XIII wywołały uśmiech na usta kardynała Richelieu’go.
— Rozkazuj, Najjaśniejszy Panie — rzekł; — nasz prawo ułaskawiania.
— Prawo ułaskawiania może być stosowane tylko do przestępców — oświadczył pan de Tréville, który pragnął ostatni zabrać głos, — a mój muszkieter jest niewinny. Nie będzie zatem łaską to, co zamierzasz uczynić, Najjaśniejszy Panie, lecz jedynie wymiarem sprawiedliwości.
— Czy jest on uwięziony w Forcie Biskupim? — zapytał król.
— Tak jest, Najjaśniejszy Panie, i to trzymany w tajemnicy, zamknięty w lochu, jak najgorszy zbrodniarz.
— Do licha! do licha! — mruknął król. — Co tu począć?
— Podpisać rozkaz wypuszczenia na wolność, a wszystko będzie skończone — odpowiedział kardynał. — Sądzę, tak samo, jak Wasza Królewska Mość, że poręczenie pana de Tréville jest aż nazbyt wystarczające.
Pan de Tréville pochylił głowę z szacunkiem, chociaż radość jego nie była wolną od obaw; wolałby spotkać się z najtwardszym oporem kardynała, aniżeli z tem nagłem ustępstwem.
Król podpisał rozkaz uwolnienia więźnia, a pan de Tréville zabrał go niezwłocznie.
W chwili, gdy już miał wychodzić, kardynał uśmiechnął się do niego przyjaźnie i rzekł, zwracając się do króla:
— W oddziale muszkieterów twoich, Najjaśniejszy Panie, panuje doskonała harmonia pomiędzy wodzem a żołnierzami. Przynosi to ogromną korzyść w służbie i jest nader zaszczytne dla wszystkich.
— Spłata on mi niebawem jakiegoś figla — pomyślał pan de Tréville. — Z takim człowiekiem nie można nigdy dojść do porozumienia. Spieszmy się jednak, ponieważ król mógłby lada chwila zmienić zdanie, a ostatecznie jest nieporównanie trudniej wsadzić z powrotem do Bastylii lub Fortu Biskupiego człowieka, który już wyszedł stamtąd, aniżeli czuwać nad więźniem, który się tam jeszcze znajduje.
Pan de Tréville wszedł tryumfalnie do Fortu Biskupiego i uwolnił muszkietera, który aż do tej chwili nie porzucił wcale swej obojętnej bierności.
Potem, gdy pierwszy raz spotkał się z d’Artagnanem, rzekł do niego:
— Wymknąłeś się gładko. Zapłaciłem ci już więc za cios, zadany Jussacowi. Pozostaje jeszcze tylko do spłacenia Bernajoux nie; powinieneś jednak z tego powodu zbytnio dowierzać szczęściu.
Zresztą pan de Tréville miał zupełną słuszność, nie dowierzając kardynałowi i sądząc, że nie wszystko jeszcze skończone. Zaledwie bowiem kapitan muszkieterów zamknął drzwi za sobą, Jego Eminencya odezwał się do króla w te słowa:
— Teraz zaś, skoro pozostaliśmy tylko sami, musimy pomówić poważnie, jeżeli Wasza Królewska Mość pozwoli. Najjaśniejszy Panie, książę Buckingham bawił w Paryżu przez pięć dni i wyjechał dopiero dzisiaj rano...