Sztuka i rzemiosło

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Sztuka i rzemiosło
Podtytuł (Myśli oderwane) Fragment ze studyów artystycznych niewydanych
Pochodzenie „Echo Muzyczne i Teatralne“, 1885, rok II nr 74-75
Redaktor Aleksander Rajchman
Wydawca Aleksander Rajchman
Data wyd. 1885
Druk Bracia Jeżyńscy (dawniej J. Unger)
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


SZTUKA I RZEMIOSŁO
(MYŚLI ODERWANE).
Fragment ze studyów artystycznych niewydanych,
przez
J. I. KRASZEWSKIEGO.
───────


... Wyznaję z pokorą, iż kwestya, gdzie się kończy rzemiosło, a gdzie zaczyna sztuka, wydawała mi się zawsze niemożliwą do rozwiązania.
Granice jéj bowiem nieścisłe i niedokładne; w każdem rzemiośle znajduje się trochę sztuki — dużo zaś rzemiosła w każdéj sztuce i w każdéj artystycznéj produkcyi.
Jest tu pewna analogia z człowiekiem, który pomimo całéj swéj wyższości nie przestaje być zwierzęciem kręgowem.
Śmiesznością byłoby mierzenie sztuki rozmiarami materyalnymi dzieła i przyznawanie rzemiosłu tego wszystkiego, co nam się wydaje na utwór artystyczny zbyt małem.
Kamień o czystym rysunku, przypominającym statuy greckie, z doskonałym wyryty wykończeniem, nie powinien być zaliczonym do wyrobów rzemiosła dlatego tylko, iż miniaturowe rozmiary jego dozwalają oprawić go w pierścień.
Z drugiéj strony posąg kolosalnych rozmiarów, wyróżniający się jedynie olbrzymiémi proporcyami, nie zajmie miejsca w historyi sztuki i nie może być zaliczonym do jéj pomników.
Ani charakter dzieła, ani jego przeznaczenie nie stanowią o wartości artystycznéj, nie zdolne są téż jéj odjąć lub ją nadać.
Pomiędzy najzwyklejszemi narzędziami greków i rzymian napotykamy bronzy, pełne piękności, wykończenia i smaku, czyniących z nich istne arcydzieła, prawdziwe klejnoty, bez względu na użytek, nieraz do kuchni przeznaczony.
Jednem słowem, dzieło sztuki widnieje wszędzie, gdzie podmuch natchnienia ożywia rękę wprawną i pewną siebie, wszędzie, gdzie usiłowano i zdołano wcielić piękno.
Najwznioślejsza idea, w słabem i wadliwem wykonaniu, traci wartość i cenę, niknie i ginie bez śladu, jakgdyby nigdy nie istniała.
Wysoce charakterystycznym jest fakt, iż napotykamy więcéj idei zmarnowanych nieudolną pracą, aniżeli doskonałych dzieł artystycznych (tak pod względem formy, jak wykonania), grzeszących ubóstwem myśli lub brakiem idei.
Tłumaczy się to pracą, potrzebną do nabycia pewności i doskonałości saméj roboty.
Praca ta wywiera wpływ na umysł, budzi go, rozszerza i zapładnia, ale i największe wysiłki oderwanych idei, bez współudziału serca i ręki, nie mogą nadać wykończenia i doskonałości tworzącéj ręce, nie zdołają ożywić materyi biernéj, a jednak tak buntowniczéj.
Artysta często uchwyci ideę, szukając tylko pięknéj, nęcącéj go uśmiechem formy, podczas, gdy filozof niezdoła nigdy wyrzeźbić głowy Zeusa, choćby życie całe poświęcił na roztrząsanie jego sił i przymiotów.
W ostatnich czasach, poprzedzających naszę epokę, za szorstko oddzielono sztukę od rzemiosła, w interesie pierwszéj...
Chciano podniéść ją, nadać jéj potężne i należyte stanowisko, ale w tymże czasie rzemiosło zostało zniżonem, odsuniętem i zdegradowanem nadmiernie.
Zaprowadzono scisłą linię demarkacyjną. Sztuka odzyskała wszystko, co się odnosiło do rzemiosła, a rzemiosło musiało się zadowolnić nader podrzędną rolą.
Pracownikowi odmówiono wszystkiego, coby go uszlachetnić mogło; obchodzono się z nim, jak z zwykłym rzemieślnikiem — nic więc dziwnego, iż szukał ratunku w zarobku, iż starał się odtąd... robić trwale, tanio i prędko, nie zważając na formę swego wyrobu.
Naśladował i kopiował grubo swoich poprzedników. Wiele wyrobów popularnych i cenionych zachowało niewolniczo dawną formę, jako stempel swego pochodzenia. Piękno znikało powoli ztąd, gdzie przez czas długi utrzymywało je prawo i obowiązek.
Rzemieślnicy, produkujący rzeczy artystyczne, według skłonności i wrodzonego poczucia piękna — stanowili wyjątek.
Ostatnie prace nad historyą i teoryą piękna, nad starożytnemi dziełami, nad archeologią i jéj pomnikami — wywołały pewną zmianę zasadniczych pojęć; nie mogąc oddzielić sztuki od rzemiosła w starożytności, spostrzeżono, iż należy je połączyć ze sobą na nowo.
Rozpoczęto rozprawiać o sztuce zastosowanéj do rzemiosła.
Wyrażenie to charakteryzuje dosadnie właściwą téj idei zasadę.
Według niéj, sztuka uważaną jest za rodzaj pokostu, czy pozłoty, za żywioł sprzeczny, wprost przeciwnéj natury będący, którym ozdabia się rzemiosło po to tylko, aby uczynić go okazalszem i bardziéj pociągającem.
Powtarzam jednak, iż wyzywam najinteligentniejszego człowieka o wykazanie mi granic, w których kończy się rzemiosło, a rozpoczyna sztuka.
W pięknym toporze polerowanym neolitycznym z przedhistorycznéj epoki, w najzwyklejszym pomniku linie, powierzchnie, zgięcia (courbes), harmonia całości wreszcie, zdradzają już poczucie piękna, stanowiące artystę.
Waza z pierwotnéj ceramiki, ujawniająca poczucie kontrastu i symetryi linii, należy do dzieł sztuki, pomimo grubéj roboty.
Z drugiéj strony, czyż pejzaż Bouchera albo Watteau, namalowany na ściance karety, na staroświeckim fortepianie lub na powierzchni lektyki, nie miałby być dziełem sztuki, dlatego tylko, iż służy za ozdobę zwykłego sprzętu?
Idąc daléj — tam, gdzie życie rozwija się szybko, gdzie rozporządza różnorodnymi środkami — niepodobna określić ściśle udziału, jaki sztuka przyjmuje nieraz w wytworzeniu tego wszystkiego, co ku naszym najzwyklejszym nawet służy potrzebom.
Szukanie zatem granic byłoby daremne, bezcelowe. Sztuka znajduje się wszędzie, gdzie jest miłość i poczucie piękna, natchnienie twórcze, pragnienie stworzenia dzieła przemawiającego przez wzrok do duszy.
Upadek zupełny rzemiosła, jego ubóstwo wywołało gwałtowne reakcye, powodując wybitny zwrot ku sztuce, chęć zapożyczenia u niéj tego, coby wyrobom rzemiosła nadawało ponętę.
Miłość do piękna — niestety — nie wchodziła tu w grę wcale. A choć wiek nasz lubi elegancyę dla uwydatnienia swych bogactw, choć ugania się za wszystkiem, co rzadkie, co błyszczące i cudowne, produkuje on mało w dziedzinie sztuki. Eklektyczny (możnaby nawet powiedziéć: oportunistyczny) bada piękno więcéj, aniżeli go kocha lub wytwarza.
Nie stworzył on nic oryginalnego, a najuczeńsze jego studya doprowadziły do pstréj architektury i do polichromicznéj rzeźby[1].
Lada dzień ujrzymy na jednéj z przyszłych wystaw jaką chryzoelefantyczną[2] Pallas Athene, inaugurującą nową erę.
Dla ozłocenia rzemiosła, opromienionego artystyczną politurą, pozakładano szkoły rysunku, na wzór rzymskich, istniejących za Piusa IX w tak zwanych „Scuole notturne”.
Anglia pierwsza otworzyła nową drogę, inne narody poszły za jéj przykładem.
Znakomite modele ornamentacyi porozwieszano na ścianach wszystkich szkółek wioskowych niemieckich, ułatwiając uczniom wszystkich rzemiosł naukę rysunku.
Czy doda im ona gustu i natchnienia?
Być może...
W ogóle reforma podobna wydać musi pożądane owoce, wątpimy jednak, czy nasz wiek tak pozytywny, tak zysku chciwy, tak chleba powszedniego żądny, zdolnym będzie do odrodzenia rzemiosła. W samym sposobie dzisiejszego produkowania tkwi przeszkoda, tamująca jego postęp.
Obecne rzemiosło produkuje wiele, posługuje się maszynami, powtarza do nieskończoności też same wzory i formy identyczne.
Rzemieślnik nie jest swobodnym, fantazya jego, o skrzydłach od dzieciństwa podciętych, nie zdolna wzbić się wysoko.
Maszyny, środki mechaniczne, wciskające się wszędzie — to prawdziwi sztuki nieprzyjaciele.
Postęp w znaczeniu przemysłowem, jest nieszczęściem dla sztuki.
Łatwość, z jaką dzieła bywają reprodukowane, mnożone, odbijane — czyni je banalnemi.
Wykonanie staje się zaniedbanem i grubem, nikną w niem zalety wykończenia i arcydzieło przemienia się w niekształtny wyrób.
Możnaby się cieszyć na widok, jak dziś popularyzują się wielkie dzieła, jak przystępnemi się stają dla całego świata — gdyby nie myśl, że do podobnego rozpowszechnienia dochodzą kosztem najpiękniejszych swych zalet.
Konstatując to przez obowiązek sumienia zaznaczyć musimy, iż rzemiosło rzeczywiście zyskało na elegancyi i czystości stylu. W Niemczech zwłaszcza przywiązują do stylu wielką wagę, tutaj téż reprodukcye starożytnych dzieł ze wszystkich epok, są najsumienniéj i najdokładniéj wykonywane. Natomiast spostrzegamy zupełny brak inwencyi, nie można im tego jednak poczytywać za zbrodnię, gdyż jest to ogólne piętno naszego wieku.
Starzy i zgrzybiali, nauczyliśmy się wiele, umiemy wszystko, ale brak nam siły twórczéj, téj jędrności epok młodych i naiwnych.
Poświęcimy jeszcze kilka słów granicom sztuki i rzemiosła.
Powiedzieliśmy już, że rozmiary dzieła nie mogą wpłynąć na jego klasyfikacyę.
Zdarzyło mi się widziéć nieraz figurkę ze stołowego serwisu lub broszkę rzeźbioną, dorównywającą wartością artystyczną posągowi lub marmurowéj płaskorzeźbie.
Benvenuto Cellini, rozmyślając nad swym „Perzeuszem”, wyrabiał pierścienie i fermoary do płaszcza dla papieża.
Leonardo da Vinci niepogardził narysowaniem ozdobnego alfabetu dla miniaturzystów...
Artysta czystéj krwi w natchnieniu chwyta każdą sposobność do wcielenia swéj idei — tylko nieudolni zarozumialcy rwą się do dzieł olbrzymich, ponieważ wielkich tworzyć nie są w stanie.
Czyż Rafaela „Widzenie Ezechiela” nie wartem jest jego „Szkoły ateńskiéj?“
Sam materyał jest również rzeczą obojętną, aby tylko nadawał się do wiernego uplastycznienia idei.
Badania archeologiczne, zgłębiające historyę sztuki, wykazały, iż malarstwo naprzykład u kolebki było połączonem ściśle z tkaniną i haftem, że myśląca igła była matką pędzla...
Tkaniny Penelopy, piękne roboty Heleny, przedstawiające sceny z oblężenia Troi, są starożytniejsze od enkaustyki[3] i od pierwszych prób malowania.
A jednak dziś tkaninom zaledwie wolno zajmować miejsce obok dzieł sztuki...
Zapomniano o stanowisku, jakie zajmowały w starożytnym świecie. Nie przypisując im tak przesadnéj doniosłości, jak pani Semper — należałoby jednak zrehabilitować cokolwiek tę biedną igłę.
Ale — dosyć.

Magdeburg, 1885.








  1. Polichromią, czyli wielobarwnością, nazywa się pokrywanie utworów rzeźbiarskich lub architektonicznych pstrémi barwami.
  2. Ze złota i kości słoniowéj.
  3. Sztuka wpalania.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.