Strona:Zygmunt Kaczkowski - Bitwa o chorążankę, Junacy, Swaty na Rusi 228.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rosta z tego przyrzeczenia nie kontent, i wiedziałem już zaraz, jakie to miało być ożenienie Starosty z córką Pułkownika.... jakoż i to, jak Pułkownik był naiwny, że mu się śniło o stule i ołtarzu. Bo téż i w téj chwili mruknął Starosta z gniewem przed siebie: Błazen! on myśli, że ja go tutaj dla niego i karmię i poję i głaszczę, jakby jakiego przyjaciela; co mi to za przyjaciel!
— Więc żegnamy pana Starostę Dobrodzieja....
— Ale zaczekaj-że Mosanie! — krzyknie on budząc się z zamyślenia, — bądź co bądź tak was nie puszczę. Zostańcie się na obiedzie.
— Ja bym został z największą chęcią JW. Panie, ale kochankowi pilno do miłéj, zwłaszcza, że z dobrą wiadomością pośpiesza.
— A to mnie tam bardzo w głowie, że jakiemuś szlachcicowi pilno do jego miłéj! Zostańcie na obiad i koniec, niebawem będą dawać, bo u mnie w południe się jada.
Więc zostaliśmy. Tedy ja ze Starostą, Ołtarzowski zaś z księdzem puściliśmy się wzdłuż aleją i rozmawialiśmy to o tém, to o owém,