Strona:Zygmunt Kaczkowski - Bitwa o chorążankę, Junacy, Swaty na Rusi 202.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przygrywała kapela. Nie wygodne to miejsce było, bo nam rżnięte i dęte instrumenta rżnęły i dęły w same ucho, ale cóż było robić, kiedy taniec szedł swoim torem, a skoki i pokrzykiwania podwajały się jeszcze i przy ochrzypniętych gardłach a wielkim animuszu krzykających, aż wszystkie nerwy w nas rozdzierały. Stoimy więc tak i patrzymy, aż kiedy jedną razą któryś tanecznik się dobrze zawinął, tak mnie popchnął, żem aż musiał wskoczyć w środek galeryi pomiędzy muzykantów. Już mnie to pierwéj było zadziwiło, dla czego ta galerya nie jest w sposób sztachetów zrobiona, jak to było zwyczajem, i dla czego cała kapela siedzi tak blisko téj ścianki i tak nieruchomie, że się żaden z nich przez cały wieczór ani poruszył, — ale teraz mi się to wyjaśniło. Bo kiedym spojrzał pomiędzy nich, — ani jeden z nich nie miał ani hajdawerów ani butów na sobie, tylko tak jak ich Bóg stworzył, kurty powkładali na siebie i z po za zakrytéj galeryi paradowali jakby najporządniéj umundurowana kapela. Rzeknę to Ołtarzowskiemu, a on na to: A toś ty o tém nie