Strona:Zygmunt Kaczkowski - Bitwa o chorążankę, Junacy, Swaty na Rusi 141.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zaczerniało u furtki, — spojrzę, — Węgrzynek mój. Pytam więc:
— Czego chcesz?
— Gość jakiś przyjechał.
— Mówiłem ci raz na zawsze, — ofuknę się z gniewem, — że mnie niema i niema i nigdy niema, żem wyjechał precz za morze, — rozumiesz?
Węgrzynek nic nie odpowiedział, tylko się usunął na stronę, a tuż za nim wszedł przez furtkę szlachcic jakiś, przyzwoicie ubrany, z nahajką w ręku, ale że już się na dobre szarzało, więc nie mogłem rozpoznać, który jest. Ale którykolwiek by to miał być, gdybym był mógł, byłbym się zaraz zapadł w grób, tak mi nieznośną była wtedy każda ludzka twarz, oprócz jednego Księdza Missyonarza św. Wincentego a Paulo, jedynego pocieszyciela mojego i duszy mojéj lekarza. Ale już trudno było, bo szlachcic stał tuż przedemną, i pokłoniwszy się bardzo grzecznie, odezwał się w te słowa:
— Mocno przepraszam Waszmość Dobrodzieja, że go śmiem niepokoić w jego świętéj