Strona:Zygmunt Kaczkowski - Bitwa o chorążankę, Junacy, Swaty na Rusi 138.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się coraz bardziéj cudzoziemcami napełniał, i tak jakoś wszystko smutniało, niemiało i słabło. W takich konjunkturach rzeczy publicznych, kto miał jeszcze swoje własne, domowe albo rodzinne zgryzoty, temu lepiéj przysługiwał się ten, kto mu życzył spokojnego grobu i zbawienia wiecznego, niżeli dobrego zdrowia i pomyślności. A ja właśnie byłem w tém położeniu.
Przed kilku laty bowiem pochowałem był najdroższą żonę moją i dwoje najukochańszych niemowląt, i zostałem sam, sam jeden na tym wielkim, szerokim świecie, pełnym łez i krwi niezaschniętéj, i nędzy, i domów zburzonych i wsi zapadniętych, i wielkiego sieroctwa. A serce mając miękkie i z przyrodzenia draźliwe, cierpiałem tak, żem aż cały ścierpnął jak drewno, i ani mogłem ani chciałem już szukać dla siebie ulgi ni pociechy. Zamknąłem się też w Bóbrce mojéj, jakby w jakiéj pustelni, i puściwszy wszystko na los i łaskę sług moich, żyłem życiem więcéj roślinném niż ludzkiém, a modlitwa o śmierć i połączenie się z najdroższemi mnie istotami, była codzienną