Strona:Zygmunt Kaczkowski - Bitwa o chorążankę, Junacy, Swaty na Rusi 055.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Na wieki wieków — mówię.
— Zdaleka waszmość?
Pamiętny na słowa Deręgowskiego, aby się tęgo trzymać w Przemyskiém, rzeknę:
— Ztąd niewidać mospanie.
— Może z za Sanu.
— Może i daléj.
— A co to wieziecie?
— Chorego.
— A jaki?
— Niezabitowski.
— A cóż mu?
— Opił się Petercymentu w Sanockiém i brzuch go boli.
— Może raniony?
— Może.
— Ho, ho! dla czego-by nie może! co to u was Owsianych! zranić kogo w gościnie, to chleb powszedni.
— To prawda, ale nie ranimy nikogo milczkiem, ani nie napadamy kupą, — a jeżeli się zdarzy, że kto oberwie co w sprawie, to widać już takie zrządzenie Boże.
— Coś hardo gada, — odezwie się drugi,