Cisza i spokój śmierci... Mnich w białym kapturze
Szepce swoje odwieczne, wieczorne pacierze;
Nawet gwiazdy wschodzące w martwej atmosferze
Smutne są, jak na kirach rozsypane róże...
Niby gnomy wypełzłe ze skalnej szczeliny,
Kosodrzewin garbatych majaczeją kuszcze...
Szumią świerki i fala z głuchym jękiem pluszcze
I w otchłań czasu zgasłe spadają godziny...
∗ ∗ ∗
Nad martwych głębią zastygłych fal, Stoję wsłuchany w ciszę, I jakiś wielki, bezbrzeżny żal Do marzeń mię kołysze...
Wiew chłodny niesie żywiczną woń, Czuwają gwiazdy złote... I wśród milczenia skarży się toń Na gorzką swą tęsknotę...
Nad martwą głębią zastygłych fal Myśl jakaś drży głęboka... To wieczność wzrokiem, zimnym jak stal, Z Morskiego patrzy Oka...
Świt... świt!... Zbudzonych orłów skwir Zamącił głębi pieśń harfianą... Pierzcha posępnych cieniów kir I na mistycznych struny lir Poranek kładzie dłoń różaną...
Świt... świt!... Z jeziora pierzcha mgła... Na wirchach śnieżne lśnią kryształy...