Przejdź do zawartości

Strona:Zgon Oliwiera Becaille (Émile Zola) 046.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bogłosy, że nie chcę umierać! Drapałem przytem drzewo paznokciami ze wszystkich sił, wijąc się w konwulsyach wilka złowionego w żelaza. Jak długo mogła trwać ta kryzys?... Nie wiem, czuję jednak jeszcze bezlitosną twardość ścian trumny, po której wnętrzu rozpacz mną tłukła, słyszę tę burzę ryków i łkań, jakiemi napełniałem ciasną przestrzeń ujętą w cztery deski. W ostatnim błysku rozsądku chciałem zapanować nad sobą — nie byłem jednak już w stanie.
Z kolei przyszło niezmierne przygnębienie. Ogarnięty bolesną sennością, czekałem już tylko śmierci. Trumna ta była z głazów, nigdy nie zdołam jej rozsadzić!... Niewzruszona ta pewność czekającej mnie zguby obezsilniła mnie do reszty i pozbawiła zdolności do jakichkolwiek dalszych wysiłków. Nowa męczarnia, głód, przyłączyła się teraz do zimna i braku powietrza. Zaczynało mi się słabo robić z czczości. Wydłubywałem więc palcem przez otwór po wypchniętym sęku gródki ziemi i zjadałem je, co podwoiło moje katusze. Gryzłem się już nawet w ręce, nie śmiejąc ich jeszcze kąsać do krwi, choć ciało własne także poczęło we mnie budzić łakomstwo, że ssałem je przez skórę w rosnącej żądzy wbicia w nie zębów z całej siły.
Och! jakżem pożądał śmierci w owej godzinie!... Przez całe me życie myśl o nicości przejmowała mnie zawsze dreszczem, a teraz pragnąłem i przy-