Strona:Zgon Oliwiera Becaille (Émile Zola) 023.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jestem na pani usługi — szepnął Simoneau — i jeżeli pani tylko zechce zdać się ze wszystkiem na mnie...
Odpowiedziała mu jakiemś urwanem słówkiem... Ponieważ jednak młody człowiek zabierał się do odejścia, pani Gobin[1] zbliżyła się doń i poczęła coś szeptać; w chwili gdy przechodzili koło mnie, usłyszałem, że poruszyła kwestyę wydatków. Są to rzeczy bardzo kosztowne, a bała się, że biedne kobieciątko jest bez grosza. Na wszelki sposób trzeba jej będzie zapytać. Lecz Simoneau prosił staruszkę, aby nie udręczała Małgorzaty dotykaniem tej sprawy w takiej chwili. Powiedział, że idzie zaraz do mera i że zamówi pogrzeb.

Gdy znów zapanowało milczenie, zapytałem sam siebie, czy długo jeszcze ta zmora będzie trwać. Żyłem — skoro najdrobniejsze fakta w świecie zewnętrznym dochodziły mej świadomości. Mogłem sobie również zdawać sprawę z mego stanu. Musiał tedy u mnie zachodzić przypadek katalepsyi, o jakich słyszałem nieraz. Jeszcze w dzieciństwie, w epoce mojej ciężkiej choroby nerwowej, zdarzało mi się niejednokrotnie zapadać w omdlenia, trwające po kilka godzin. Taka sama to kryzys widocznie pogrążyła mnie teraz w strętwieniu, jakby pozbawiła życia, wywierając toż samo wrażenie na mych blizkich. Serce jednak odzyszcze po pewnym czasie normalną siłę tętna, krew zacznie po dawnemu krążyć w owisłych muskułach a wówczas, ocknąwszy się,

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – Gabin.