Strona:Z ziemi chełmskiej (Reymont) 009.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
I. MISYA.


Pan R. ożywił się niezmiernie i zawołał:

— Ależ ja sam brałem udział w tej ostatniej misyi, a tak mi głęboko wyryła się w pamięci, że mogę panu opowiedzieć o niej z najdrobniejszymi szczegółami. Poprzedzę tylko to opowiadanie pewną, dosyć charakterystyczną sceną, żeby pan miał pełniejszy obraz życia na Unii, przed aktem tolerancyi.

.....................


»Wielkanoc owego roku wypadała w początkach kwietnia razem z prawosławną. Pamiętam, że w Wielki Piątek od samego rana mżył deszcz i było zimno. Śniegi jeszcze leżały po rowach, role były rozmiękłe do dna i drogi nie do przebycia. Chodziłem zdenerwowany, bo zanosiło się na dłuższą pluchę, a tu, jakby na dobitkę, przychodzi mój kowal i prosi, żeby posłać konie po księdza, do jego chorej żony.
— Co się stało? Widziałem ją jeszcze wczoraj przy wieczornym udoju.
— Zachorowała w nocy, leży prawie konająca! — mówił, trąc rękawem oczy.