Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 348.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się, iż lada chwila runą i masą próchna zasypią rzeczkę. Jak kupy desek kędyś w kącie porzuconych, zapomnianych, przez czas poczerniałych i gnijących powoli, tak te gromady walących się budynków czekają, by je uprzątnięto, a tymczasem przytułkiem są nędzy.
Teraz, gdy mrok nastąpił, ukazują się w nich szczeliny ogniste — malutkie, czerwienią świateł gorejące okienka — i opowiadają o czyjemś życiu tak biednem, tak czarnem, tak zapomnianem, jak jego schronienie.
W rzeczkę wysypuje się, zrzuca, spycha — wszystko, czego nędza nawet zużyć nie może. Czarne, przemarzłe, wielkie jak wzgórza, kupy śmiecia spoczywają na lodowej powłoce. Rzeczka pod niemi znika, one ją pochłaniają, nie starczy wody by je zatopić, niema prądu, któryby je uniósł. Czekają uprzątnięcia swego, jak domostwa nad niemi, a tymczasem sterczą i piętrzą się na sobie, niekształtne, rozpłaszczone, jak istoty wstrętne, zdjęte wstydem, że ukryć się nie mogą. Wąziutka tylko wstążeczka lodu wolną jest i kapryśnymi zwroty omija nieczystość.
I lód ten jest brudny, lecz księżyc obsypuje powierzchnię jego brylantami.
Netel i Joel zatrzymują się na mostku.
Ile razy przechodzą tędy wieczorem, muszą choć na chwilę oprzeć się na wątłej, drżącej pod ich naciskiem baryerce i rozejrzeć się dokoła. Może każe im czynić tak jakaś istota niezmiernie dobra i piękna, choć niewidzialna. A może tylko cisza tych miejsc i księżyc.
Cisza i księżyc panują tu, choć dziwnem się wydaje, czemu te wybrzeża nędzy pieści cisza, a nie jęk lub głośna skarga, czemu całuje je księżyc, a nie ogarniają ciemności!
Małe, nizkie domki nie zasłaniają tutaj olbrzymiego stropu, po którym płynie krąg, blado świecący. Joel przygląda się temu kręgowi, i bezdennej, posępnej głębi, w której on pływa. Tam cicho, a w domach ludzkich gwar taki.