Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 324.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kiego dorobku, znał zblizka wszystkie biedy i w twardem swem ciele duszę miał miękką.
— Suchoty, czy co? — półgłosem przemówił — czemu ty do licha nie leczysz się, żydzie?
— Ja był u doktora.
— I cóż ci doktór powiedział?
— A co? on powiedział, żebym ja codzień mięso jadł, dużo mleka pił, mało chodził i co tydzień bańki stawiał.
Uśmiech przewinął mu się po ustach i wzniósł się aż na czoło, które zmarszczył aż po siwiejące włosy.
— Mięsa jeść i mleka pić ja nie mogę, bo to bardzo drogo kosztuje... Chodzić dużo ja muszę, bo z tego cały mój zarobek... to ja w jednem doktora posłuchałem... bańki co tydzień stawię... one tylko złotówkę kosztują... nu... złotówkę na tydzień, to ja mogę na swoją kuracyę wydać...
— Jezu! — zadziwiła się Korejbina — ale jakże wy możecie tak dużo chodzić przy takiej chorobie...
Przestał uśmiechać się i odpowiedział:
— Chodzę!
W tej chwili Jadwisia, która na kilka sekund wybiegła była do sieni, wróciła i z białym, sporym garnkiem w ręku zbliżyła się do żyda.
— Może mleka! — rzekła, podając mu garnek.
Gedalemu oczy błysnęły chciwością. Popatrzył chwilę na garnek, napełniony niedawno udojonem, jeszcze ciepłem mlekiem, i przecząco wstrząsając głową, rzekł:
— Dziękuję panience. Mnie tego nie można.
— Co? trefne? — ze śmiechem zawołał Tomkiewicz.
— Mnie tego nie można...
— To może choć chleba z masłem? — ozwał się Janek.