Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 285.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gospodarza, stawiającego przedemną swą najdoskonalszą, bo jedyną potrawę.
— Phi! — odparłem, piersi wyprężając. — Czy to ja dziecko, żebym bez matki ruszyć się nie mógł?
Wyglądałem zaś nad podziw dziecinnie.
— Mrozik mamy petersburski — ciągnął tamten, szczoteczki dobywając.
Przy tych słowach prześwidrował mię na wylot doświadczonym wzrokiem eks-krawca — tym wzrokiem ostrowidzowym, który w jednej chwili dostrzega i oszacowywa nietylko krój, materyał i robotę ubrania zwierzchniego, ale i jego podszycie oraz wszystko co znajduje się pod niem — do kamizelki, koszuli i wełnianego kaftanika włącznie.
— Czy nie za lekko? — spytał, sumując dopełnione spostrzeżenia i wniosek z nich wyciągając.
Namyślał się przez chwilę, jakby chciał jeszcze coś dodać, lecz tylko wąsy szczoteczką podrapał i odszedł w milczeniu do innego stolika
W Serocku ubyło dwóch towarzyszów. Pierwszym, zupełnie mi obojętnym, był milczący mieszczanin. Ledwie bryka wtoczyła się na wyboisty bruk miasteczka, zniknął mi z oczu, w mrok wsiąknął — przepadł.
Wkrótce po nim opuścić nas miał niezrównany farmaceuta, który jednak tymczasem zawijał pieczeń z kapustą, aż mu się uszy trzęsły. Właśnie skórką chleba wycierał resztki sosu z talerza, gdy za oknami ozwała się trąbka pocztowa.
Połknął skórkę, uszu nadstawił, uśmiechnął się tryumfująco.
— To na mnie! — wyrzekł, posyłając znaczące spojrzenie obecnym. »Ekstra!«... czy może być co rozkoszniejszego? Niema pięciu minut, jak pchnąłem żydka na pocztę, już pocztylion zaje-