Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 148.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

daje wiarę, kto nie chce, niech nie daje. Na to niema żadnego przymuszenia, żadnego gwałtu.
Widocznie Berek rozgniewał się. Jak można podawać w wątpliwość jego słowa? Przecież on nie jest prosty cham, on nie jest grubianin, ale uczony człowiek, który dużo czytał, a jeszcze więcej słyszał — i słyszał nietylko o zwyczajnych przygodach i wypadkach, ale i o cudownościach najrozmaitszych, o wydarzeniach takich, których głowa ludzka, choćby najtęższa, objąć ani wytłómaczyć nie może; słyszał jak wyglądają różni aniołowie i jakie zasadzki dyabeł urządza... tyle, tyle słyszał, a tu, znajduje się ktoś, co wierzyć mu nie chce. I kto? pfe, dalibóg!
Trzeba było jakoś udobruchać uczonego męża.
— Zapal-że Berku cygaro i dotrzymaj słowa.
— Cygaro? dla czego ja nie mam sobie zapalić cygaro? Ja zapalę — a co się tyczy słowa, to ja nie wiem, o jakiem słowie pan mówi...
— Miałem coś usłyszeć o owej górze.
Machnął ręką, jakby przez to chciał dać do zrozumienia, że szkoda tracić słów napróżno.
— Co tu dużo gadać — rzekł — nie warto!... Pan nie wierzy, pan powiada, że wszystko nieprawda...
— Jesteś niesprawiedliwy — opowiadałeś o królu Dawidzie — czy przeczyłem? O trzydziestu sześciu sprawiedliwych — czy powiedziałem, że to fałsz?
— Ny — prawda.
— Są takie rzeczy, o których wszyscy wiedzą i są takie książki, w których jest napisane to, co było — i nikt nie może powiedzieć, że tak nie było. Przecież musiał Berek słyszeć, że w Lublinie nauczali kiedyś wielcy rabini.
— Ha! ha! i jacy rabini, same nabożniki, uczone!
— Myślisz Berku, że o nich nie ma w książkach?