Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 077.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zdarzało się, że Sara odrywała się od książki i wskakując z krzesła, opowiadała im, zarumieniona, błyskając oczami i trzęsąc głową, treść przeczytanej książki — z zapałem, z ogniem, z rozpaczą albo ze szczęściem...
Słuchał. To był inny świat, nieznany, daleki, obojętny, ale słuchał z zajęciem dlatego, że opowiadała ona, Sara, dlatego, że to dowodziło jej mądrości.
Gładził swoją długą białą brodę, uśmiechał się i słuchał.
— Czego ty się uśmiechasz? — oburzała się teraz wnuczka — to takie smutne i straszne... Biedni ludzie! Ale nie mógł stłumić uśmiechu wesela.
I Sara, im stawała się starszą, tem rzadziej mówiła im o swoich książkach. Zamykała się w sobie. Zaczepiał ją sam czasami, pytając o tytuł, o autora, o treść, ale zbywała go półsłówkiem i dalej czytała, zatykając uszy i trzęsąc co jakąś chwilę głową.
Smuciło go to trochę tak, jak gryzło złe trawienie, ale poza tem pod każdym innym względem taksamo jasno, łatwo i dobrze płynęły jednostajne dnie. Zatem wyjeżdżał do »ciepłych wód«, co miesiąc wzywał do siebie lekarza, żeby mu coś zaradził na żołądek; gdy zapadały żona albo wnuczka — niepokoił się: wówczas zjeżdżało się wiele doktorów, ale choroby mijały, trawienie wzmacniało się i znowu było spokojnie, bezpiecznie... Żadnych bied i wstrząśnień. Dnie życia chodziły dokoła niego na palcach, zgryzoty i smutki nie odważały się wejść na schody jego mieszkania... Pogodny zachód... Aż przyszło wstrząśnienie. Sara była już w 7-mej klasie. Milcząca od wielu miesięcy i jakby niechętna, czy urażona, wybuchła któregoś wieczora niespodzianie.
Zaczęło się jak zwykle od drobiazgu, od choroby jakiejś jej koleżanki, córki zegarmistrza, dla której poprosiła o duże wsparcie na wyjazd za granicę.