Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 062.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Był to człowiek bardzo umęczony niepowodzeniem w handlu sklepikarskim i jakąś przewlekłą chorobą; tak »delikatny« — według słów wdowy — i tak na ostatku już zwątlony niezdrowiem, że chodząc stąpał z nadzwyczajną ostrożnością, jakby w swem wnętrzu nosił niezmiernie kruche a szacowne naczynie. Ostatecznie musiało ono pomimo całej troskliwości uledz stłuczeniu, co tak zmartwiło Symchę, iż umarł. Sądzę, że nie mógł nawet inaczej uczynić, ponieważ to jego drogie naczynie zapewne nie było czem innem, jak właśnie naczyniem życia.
Po utracie męża został Symchowej jej własny, cały i nienaruszony dzban zdrowia. Co prawda — za cały majątek, dodawała z westchnieniem. W córeczce jej zaś tkwiło (smutna po ojcu spuścizna) naczyńko bardzo delikatne, bardzo kruche, może szklane lub kryształowe, z drogiego kryształu, jak u Symchy, wymagające nadzwyczajnej uwagi, opieki i troskliwości, żeby się nie stłukło.
Symchowej nie potrzeba było napędzać do czuwania nad małą i jej zdrowiem. »Mój skarb jedyny«. To słowo wszystko tłómaczy — czyż trzeba kogoś uczyć, by dbał o swój skarb jedyny? Nie. Lecz niemniej przyznać należy — co nawet sam Symcha przykładem swym stwierdził — iż troskliwość ludzka niepoparta pieniędzmi, które dają możność zaspakajania potrzeb wątłego dziecka, lub chorowitego starca, tyle im bywa pomocną, co chuchanie na ranę. Symcha chuchał, dmuchał na siebie, na swoje zdrowie, stąpał bardzo ostrożnie; cóż z tego — kiedy jednocześnie mało jadał, mało pijał mleka, krótko mógł wypoczywać — i naczynie stłukło się. Nicby nie było dziwnego, gdyby — pomimo całej matczynej troskliwości — to samo nastąpiło z kryształową konchą, w której trzepotał się duch życia jej dziecka, duch tak skory do odlotu.
Czemuż więc przypisać, że dzieweczka nie umarła pomimo ciągłego pisku i dokuczań biedy?
Jeśli nie zabiegom stworzenia śmiertelnego, jakim jeszcze