Strona:Wykolejony (Gruszecki) 77.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A tam na polu roztaczała jesień wszystkie blaski zwodniczej wiosny. Łagodne promienie słońca dodawały barwy zielonej runi oziminy, łamały się tęczą na delikatnych niteczkach pajęczych, na przędzy Maryi Panny. Ówdzie ciągnęły woły pług, wyrzucający głębokie skiby czarnoziemu. Za pługiem biegło stadem owadożerne ptactwo, zbierające troskliwie robaki ziemne. Tam zwoływał się na ucztę i pogawędkę sejm wróbli, a gęsi ciągnęły poważnym korowodem na grochowisko, mijając obojętnie trawę i świeżo rozkwitłe trójkolorowe bratki.
Gdzieś w dali, za miastem, niknął biały gościniec, ozdobiony koralową jarzębiną, na której z wrzaskiem usiadły, szpaki, ipaszkoty, drozdy...
Mały pastuszek nucąc sobie z cicha tęskną piosenkę, robił z włosienia samołówkę, spoglądając groźnie od czasu do czasu na swawolące ptactwo. Rudawy kundys ułożył się u nóg jego, zerkając to swemu panu w oczy, to znów spoglądał z zajęciem na torbę wypchaną chlebem.
Nagle psisko podniosło głowę, postawiło uszy w górę i ciekawy wzrok puściło po gościńcu; po chwileczce pies się zerwał, szczeknął pół-