Strona:Wykolejony (Gruszecki) 51.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tak zwolna zbierała się burza domowa, naprężenie stosunków rosło z każdym dniem, gorycz się wzmagała.
Aż wreszcie jednego dnia Stanisław ujrzał zapłakane oczy Helci, z współczuciem zbliżył się do niej, zapytując o przyczynę.
— Ty mnie pytasz o przyczynę? Posłuchaj co ludzie mówią o tobie, o nas. Ja nieszczęśliwa, przestałeś mnie kochać.
— Ależ Helciu uspokój się, ucisz się, moja ty pieszczotko, no nie płacz, powiedz cóż się stało, spokojnie, bez tych łez.
— Dobrze ci mówić spokojnie, bez tych łez, ty z lodu jesteś, zawsze zimny, obojętny, ale ja...
— No cicho, cicho, moja dobra Helciu, powiedz mi wszystko, może się da co zrobić i ucałował jej ręce, ocierał łzy, tak, że Helcia zaczęła się uśmiechać i całując go, mówiła głosem, w którym czuć było płacz niedawny.
— Ty taki obojętny, nie kochasz mnie, uciekasz odemnie, zamykasz się.
— Czemuż mi wcześniej tego nie powiedziałaś, poprawię się, zobaczysz, tylko nie płacz.
I zaczął ją tulić, pieścić, bawić rozmową — tak, że wkrótce zapomniała o swem zmartwieniu i łzach.