Strona:Wykolejony (Gruszecki) 38.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nieboszczka starsza pani, gdy umierała, zawołała mnie do siebie. Panie! daj jej niebo, dobra to była pani.
— I cóż dalej, pytał niecierpliwie Stanisław.
— A cóż, biedna pani męczyła się, a ja i panna zawsze koło niej — ta i wspominała o paniczu.
— No...
— Zawołała mnie i mówi, masz tu list do pana Stanisława, oddasz mu jak przyjedzie sam, rozumiesz, sam. I list mi dała. A nie mów nic pannie Helci; pamiętaj, jak przyjedzie sam, jemu oddasz, jeśli tu dłużej zostanie. Boże, daj jej koronę niebieską, płakała pani, gdy to mówiła.
— Dajcie mi ten list.
— Zaraz, zaraz. Otóż jak pani umarła, schowałam list na dno skrzyni i myślę sobie, czy też panicz przyjedzie? A jak nie przyjedzie, co ja zrobię z tym listem, może tam są ważne papiery? może pieniądze? Ale nieboszczka wymodliła się i w trzy lata po jej śmierci panicz przyjechał sam.
To mówiąc, zaczęła dobywać z zanadrza dobrze zawinięty w szmaty list. Stanisław patrzał niecierpliwie na tę operacyę i rzucił pytanie: