Strona:Wykolejony (Gruszecki) 20.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mu potrzebny i musi być pewny. Co pensya, to pensya — a cóż to literat?
— Zgodzi się cioteczka, że każdy człowiek powinien dążyć do szczęścia, a ja, jako literat jestem szczęśliwy.
— Ale jakaż przyszłość cię czeka?
— Przyszłość? O nią się nie troszczę, zawsze mieć będę kawałek chleba, a reszta, czyż się o nią warta kłopotać?
— Myślałam, że się ożenisz, spokojnie zasiądziesz wśród nas, byłbyś znalazł niejedną bogatą pannę, a teraz, ot, wiatr w polu, ni Bogu, ni ludziom pociecha.
— Ciociu, czyż się godzi tak mówić? Czyż zatrudnienie czyni człowieka?
— Ot, ty swoje, ja swoje. Czy uważałeś, jak cię pożegnała aptekarzowa, nawet nie zaprosiła, a burmistrz jak się odsunął, widziałeś? Tak zrobią i inni, cały świat.
— Et, cóż mnie obchodzą ci ludzie? kiedyś ci sami przyjdą do mnie z pokłonami.
— Daj to Boże, ale nie wierzę. Źle się wykierowałeś, mój Stachu.
— Ciociu kochana, zanim zapadnie wyrok potępienia, pragnąłbym się obronić. Przywiozłem ze sobą jedną pracę, przeczytam cioteczce i Helci, gdyż jeśli już ma paść na mnie ana-