Strona:Wybór nowel (Wazow) 136.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Szandowa, jakby chciał tem lodowatem spojrzeniem dopowiedzieć: „Teraz, kiedy już niema żadnej nadzei[1]?”
— Ratujcie, panie Czirykow, pan jest moją ostatnią nadzieją, ocalcie mi żonę, ona taka młoda! — mówił błagalnie Szandow, patrząc z przerażeniem na ścienny zegar, bo każda minuta oczekiwania wydawała mu się wiekiem.
Doktór zastanowił się i powiedział:
— Dobrze, pojadę zobaczyć, tylko kwadrans mam swobodny; potem przyjmuję chorych.


∗             ∗

Jadąc, rozpytywał Szandowa, w jaki sposób leczono jego żonę. Z odpowiedzi coś zmiarkował i zachmurzył się. Nie ukrywał pewnego niebezpieczeństwa, ale Szandow nie patrzył na niego, on w myśli widział młodą swą żonę na łożu boleści, wyschniętą od strasznych cierpień. W przeciągu tych trzech miesięcy nietylko, że wydał wszystkie swoje oszczędności na doktorów i lekarstwa, ale zadłużył jeszcze kilkomiesięczny swój dochód. Machinalnie pomacał kieszenie kamizelki, w których nic nie znalazł, wiedząc, że ma natychmiast zapłacić pięć franków Czirykowowi. Na czoło wystąpiły mu krople zimnego potu. Tą myślą zajęty, nie słyszał nawet doktora, pytającego się dwa razy o jakieś objaśnienie.
Wkrótce powóz zatrzymał się przed domem.
Na żelaznem łóżku leżała bez ruchu młoda jeszcze i piękna kobieta; rysy jej były ściągnięte i wykrzywione cierpieniem, oczy, głęboko zapadnięte, wyrażały beznadziejną mękę i przestrach. Znużona dusza patrzała przez nie, jak przez szkło zamglone, co jest oznaką nieuniknionej śmierci. Błyszczały one przerażone.

— Ratuj, doktorze! — wyszeptała posiniałemi

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – nadziei.