Strona:Wybór nowel (Wazow) 114.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

”, lecz dosyć głośno to wypowiadają, tak, aby mógł słyszeć; ale Sławczo udaje, że nic nie słyszał i jest dla nich zawsze pełen szacunku i uprzejmości. Co za korzyść ze sprzeczek i kłótni ze złośliwym człowiekiem? — „Lepiej przesadzić w grzeczności, niż niedosadzić”, a jak mówi chłopskie przysłowie: „Słodkie słowo i ukłon, nikomu nie zaszkodzą.” Płużew wie o tem dobrze i praktykuje to zawsze i wszędzie...
„Nie złamie się grzbiet
Od grzecznego ukłonu...”
To też dzięki tej mądrej zasadzie, nie zdarzyło mu się dotąd, aby się niepokoił cudzem niezadowoleniem, aby się czemkolwiek martwił. Żył on w swej cichej, spokojnej atmosferze, bez troski, jak... wybaczcie porównanie — „nerka w łoju”.


∗             ∗

I ten to Sławczo Płużew, wiecznie cichy, dobry, uprzejmy, skromny urzędnik, wrócił tego wieczoru do domu wyjątkowo pomieszany i zatrwożony. Po raz to pierwszy żona zobaczyła go tak upadłym i przybitym na duchu, zdawał się jeszcze szczuplejszym, niż zwykle.
Przyszło jej na myśl, że usłyszy coś o wielkiem nieszczęściu.
— Sławczo, co ci jest? — zapytała z wielkim niepokojem, a w uszach jej dzwoniło, zanim mąż jej otworzył usta, zanim wymówił słowo: „wypędzony ze służby”.
Sławczo pochylił głowę beznadziejnie.
— Pójdź Peno tam, do domu, to ci powiem — zaledwie zdołał wyszeptać.
Pena poszła zanim, ledwo wlokąc nogami z przerażenia.
Kiedy się znaleźli sami w pokoju, Sławczo rozłożył ręce, załamał je i rzekł płaczliwym głosem: