Strona:Wybór nowel (Wazow) 109.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wskazuje mu drzwi, trzęszczące pod naciskiem wichru — i wzdycha.


∗             ∗

Wzdycha w kącie i „diedo” Łasko, pochylony wiekiem i ciężkiemi myślami[1] Myśli on o Klimie, głucho postękując, niedobrze bowiem wróży to zapóźnienie. Góry pełne są drapieżników, noc jest okropna, zawieja nie ustaje... Czyż tamtej zimy wilki nie zjadły parobka Govanowego, przy samym siole, a trzech innych nie było pogrzebanych w zaspach?... I krwiożerców nie brak tutaj... w tej marnej Turcyi!... Łasko tłumi niepokój wewnątrz, nie śmiejąc jęknąć głośno, aby nie przestraszyć płaczącej synowej i dziecka.
— Czego wy tam szlochacie? — zapytuje ponuro, lecz nagle kamień spadł mu na piersi i sam w głos zapłakał...
Popchnięte drzwi otworzyły się.
Weszła baba „Łaskowica” (żona starego Łaska. P. tł.); wróciła ona z cerkwi, gdzie chodziła zapalić świecę przed świętym Minem, aby ochronił jej syna od nieszczęścia.
— Czy go niema jeszcze? — zapytuje lękliwie?
Zamiast odpowiedzi, zapłakała młoda kobieta.
— Boże miły, co się dzieje z tym chłopcem? — jęknęła stara i podeszła pod obraz, przed którym paliła się lampka.
I tam, bijąc pokłony, nie przestawała się żegnać.
A kocioł z jadłem świątecznem kipi wesoło. Lecz wszyscy o nim zapomnieli.
Północ się zbliża. Nikt nie śmie się poruszyć.
Ogień począł gasnąć; kociołek zamilkł.
Furtka podwórzowa stoi otwarta na pole, ponieważ chata znajduje się na skraju wioski.
Wicher bezustannie huczy, jakby wilki wyły. Zimne dreszcze przebiegają po skórze wszystkich.
Boże, Boże, jaka noc okropna!


∗             ∗
  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki kończącej zdanie.