Strona:Wybór nowel (Wazow) 098.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W Orszowie musiałem czekać dwie godziny na parostatek, który miał mnie odwieźć z Belgradu do Lom-Palanki. Orszowa, to miasteczko, leżące w bardzo pięknem położeniu, na lewym brzegu Dunaju, który swemi ciemnemi i przezroczemi falami obmywa przeciwległe podnóża skał serbskich. Lecz pół godziny wystarczyło mi, aby nasycić się temi cudami i czas do nadejścia parostatku wielce mi się dłużył... Przechadzałem się niecierpliwie po nadbrzeżu, obok szeregu karczem, kawiarni, sklepików, oberży, w których się zarysowywały małe sylwetki biednych rybaków, tragarzy portowych, wieśniaków, wsłuchując się w mieszaninę węgierskiej i wołoskiej mowy, które tu panują niepodzielnie.
Z jednej garkuchni zaleciał mnie zapach smażonych ryb dunajskich, do których i ja, jak wielu śmiertelników, mam pewną słabość. Spostrzegłem, że jestem głodny i zamiast czekać pół godziny, nim będzie obiad w poblizkiej restauracyi, wszedłem do garkuchni, a usiadłszy na ławce, zażądałem ryby. Jakież było moje zdziwienie, gdy oberżysta, człowiek otyły, smagły, zawołał po bulgarsku na służącego, aby mi podał rybę!
— A czy macie i dobre wino? — zapytałem po bulgarsku.
Karczmarz spojrzał na mnie zdziwiony, usłyszawszy te wyrazy, opuścił swój bufet, na którym przygotowywał jedzenie dla gości, i zbliżył się do mnie z rozjaśnionym wzrokiem.
— A! czy to pan jest Bulgarem?
I zaraz uścisk dłoni i powitania i serdeczne słowa, tak jakbyśmy byli starymi przyjaciółmi. Byłem zachwycony mową bulgarską po tak długiej przerwie i pogadanką z rodakiem. Ale więcej wzruszonym był mój gospodarz, ciesząc się jak dziecko z tego spotkania. Nie wiedział jak mnie ugościć, jak mi dogodzić. Polecił przynieść mi inną rybę, lepszą od tej, której zażądałem, rozkazał przynieść