Strona:Wybór nowel (Wazow) 063.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go, dlaczego chodził do wsi, gdyż był mocno przekonany, że Mładen do wsi nie chodził.
Teraz dopiero Mładen domyślił się, o co go oskarżają. Spalone stogi należały do Miłosza, a Miłosz podejrzewał go o podłożenie ognia — o taki okropny występek! Ta myśl oburzyła go, lecz rzekł spokojnie:
— Ja byłem we wsi, na niwach Miłosza nie byłem, i nie szukałem tam niczego.
Stanęli mu na myśli dwaj wieśniacy; tak, to oni z pewnością narobili mu tej biedy.
Oficer się zachmurzył.
— A dlaczego przedwczoraj groziłeś Miłoszowi? — zapytał, wskazując na ojca Canki.
Mładen przerażony spojrzał na Miłosza.
— Cóż, teraz udajesz głupiego? — zawołał Miłosz — zapytaj go, zapytaj, panie oficerze, czyż nie powiedział, że mnie puści z dymem?
— Odpowiadaj! — rozkazał oficer.
— Powiedziałem — rzekł Mładen.
Ta szczera odpowiedź zadziwiła oficera — i bardzo mu się podobała. Mładen zyskał jego współczucie, lecz na nieszczęście, wszystkie okoliczności były przeciw niemu. Oficer nie miał żadnej wątpliwości, że ma przed sobą prawdziwego sprawcę pożaru.
— Zaprowadź go na odwach! — rozkazał żołnierzowi, będącemu na służbie.
Gdy Mładena wyprowadzono, oficer zwrócił się do Miłosza:
— To dziwne, ten chłopak niepodobny wcale do...
— E! to łajdak skończony, panie kapitanie, czyż ci nie powiedział, jak na spowiedzi? Z ojca komity jaki syn być może! — przerwał mu żywo Miłosz.
Oficer spojrzał na niego surowo i wyszedł.