Strona:Wybór nowel (Wazow) 058.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Miłosz pogardliwie nazywał go komita[1], a w spadku po ojcu nienawidził on i Mładena, który otrzymał w dziedzictwie upór i junactwo ojca swego, jako też niechęć tegoż do czorbadżji, zastanowiło więc tego ostatniego, dlaczego Mładen przyszedł się z nim pożegnać i prosić o błogosławieństwo?
— A! idziesz, to dobrze, tam zrobią z ciebie człowieka, nieboszczyk Rajczo zrobił z was samych psich synów. Boże mu odpuść! — dodał Miłosz.
— Baj Milo, tylko nie mów źle o moim ojcu, dość mu dokuczyłeś za życia! — rzekł Mładen wzruszonym głosem.
— E! co mówisz, czyż on był dzieckiem? A teraz jeśli odchodzisz, to idź sobie precz — zawołał Miłosz, obrzucając chłopaka gniewnem spojrzeniem.
Mładen nie ustąpił, grubijaństwo czorbadzii odbiło się o jego upór, jak o skałę. Odezwał się stanowczo:
— Ja pójdę, lecz zanim pójdę, mam ci powiedzieć dwa słowa, które powinieneś sobie dobrze zapamiętać.
— Mów, zobaczymy.
— Gdy powrócę żywym z wojska...
— A gdy nie powrócisz, przez to nie zrobi się dziura w niebie — przerwał mu ostro Miłosz.
— Lecz jeśli powrócę, poproszę cię o Cankę. Pamiętaj więc, byś jej nie dał nikomu aż do tego czasu.

Usłyszawszy te zuchwałe słowa, Miłosz wpatrzył się w chłopaka dla przekonania się, czy

  1. Komita, tak nazywają Turcy wszystkich rewolucyonistów, pracujących nad zrzuceniem jarzma tureckiego, a czorbadżije bulgarzy, jako ludzie zamożni, a więc konserwatyści, również komitów nienawidzili i nimi pogardzali. Tak było naturalnie aż do czasu wyzwolenia Bulgaryi, a tak się dzieje i dzisiaj w Macedonii (Przypisek tłum.).