Strona:Wybór nowel (Wazow) 050.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Powoli łatać zaczęliśmy dziury. Oj, Boże mój! poczynaliśmy już sobie mówić, tu będziemy żyli i tu pomrzemy. — Niema już czego lękać się Turków, bo to Bulgarszczyzna. — I cerkiew była, było gdzie się pomodlić.
— W głowie ci się przewróciło, nie trzeba się było do niczego mieszać — wtrąciła żona Niagula, stawiając szklanki na stole.
— A kto ci się tam mieszał, kobieto? Wtedy tak mi trzeba było polityki, jak i teraz. Wiem ja dobrze, jaki wróg to sprawił — niech go Bóg wynagrodzi.
Zaczem, zwracając się ku mnie z rozjaśnionem obliczem, dodał:
— Jowka chce mówić o połączeniu Rumelii z Bulgaryą. Któż tego nie chciał? I ja się cieszyłem wraz z innymi, kiedyśmy wyszli na spotkanie księcia Aleksandra... Za wasze zdrowie! przyjacielu... To wino jest stare, chowam je dla zacnych ludzi, jak wasza miłość... Mówi się: „Bierz młodą żonę, ale wino kupuj stare”... Niech wam smakuje... Pewnego dnia przychodzą dwaj żandarmi. „Chodź z nami! Idę na policyę... Cóż się dzieje?” „Ty, powiadają, ukrywałeś w swojem podwórzu takiego, co go władza szukała, policya znalazła go pod jakąś kupą! Ty jesteś przeciwko „połączeniu”, jesteś niebezpieczny, jesteś zdrajcą! i tak dalej dogadywano mi... Więc dalej na cygański wózek, więc dalej z żandarmami do Sofii. W Sofii zmienił się żandarm, a ten mnie doprowadził do granicy w Carybrodzie i rzekł:
— Wzbroniony ci odtąd powrót do Bulgaryi!
— Wypędzony! — Świat się za mną zamknął. — Idę pieszo do Pirotu. — Tam niechcący spotykam się z jednym z naszych. Był to Niagul Truchczew, osiedlony tam dawno, mający się dobrze, niech Bóg da spokój jego duszy, daleki mój krewny.