Strona:Wybór nowel (Wazow) 027.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobry wieczór chłopcze. Oto masz.
I z temi słowy podała mu chleb, wiedząc dobrze, że tego najwięcej było mu potrzeba.
— Dziękuję ci, matko — odpowiedział zgnębiony.
— Czekaj, ubierz się w to! — i dała mu zwierzchnie odzienie, którem było dziecko pokryte. — Wzięłam z monasteru pokryjomu. Boże odpuść, zgrzeszyłam...
Ilica zabrała to odzienie ze ściany, myśląc, że należy do parobka. Lecz kiedy powstaniec go włożył, ze zdziwieniem spostrzegła, że to habit mnicha!
— Wszystko jedno, rozgrzeję się trochę — rzekł młodzieniec, otulując się suchą, wełnianą opończą.
Poszli razem. Powstaniec jadł, milcząc; drżał z zimna i silnie kulał. Był to dwudziestoletni bezwąsy młodzieniec, szczupły, wysoki. Kobieta, aby mu nie przeszkadzać w nasyceniu głodu, nie pytała, kto on i zkąd jest, tylko sama opowiadała mu po cichu; lecz ciekawość wzięła górę i zapytała go zkąd idzie. Powiedział jej, że nie z gór, lecz z równiny. Onej nocy został odcięty od oddziału w winnicach Weslecu, ztamtąd tułając się, dowlókł się tutaj z wielkim strachem pośród niebezpieczeństw, dwa dni i dwie noce nic nie jadł, wycieńczony pochodem, z nogami poranionemi, zgorączkowany; teraz dąży ku górom, aby tam odnaleźć towarzyszów, albo, żeby się ukryć.
— Synu, ty nie możesz iść — odezwała się Ilica — daj mi karabin, będzie ci lżej.
I lewą ręką wzięła od niego karabin, trzymając dziecię na prawej.
— Chodź, chodź, zbieraj siły, chłopcze.
— Gdzie się teraz podzieję, matko?
— Jakto gdzie? W domu!
— Czy naprawdę? Matko, dziękuję ci, tyś