Strona:Wybór nowel (Wazow) 019.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A toś ty, Ilico? Szalona giaurko!... — Poznał ją, bo mu przygotowywała jedzenie w Czełopieku.
— To ja jestem, Ago Hadżi-Hasanie. Weź mnie dla tego dziecka.
— A dokąd niesiesz tego pędraka?
— To mój wnuczek, Hadżi. Matka mu umarła, on jest chory, niosę go do monasteru.
— A to po co?
— Dla odprawienia modłów za jego zdrowie — mówiła błagalnie kobieta z wielką trwogą w spojrzeniu.
Hadżi-Hasan umieścił się w łodzi, a przewoźnik wziął w rękę wiosło.
— Ago, na Boga, zrób ten dobry uczynek, pomyśl, że i ty masz także dzieci!... Pomodlę się i za ciebie!
Turek zamyślił się i rzekł pogardliwie:
— Właź, oślico!
Wieśniaczka żwawo skoczyła do łodzi i usiadła obok przewoźnika. Ten ostatni skierował łódź na mętne fale Iskru, wezbranego od deszczów i posrebrzonego promieniami słońca, zachodzącego po za skały gór.

II.


Biednej wieśniaczce istotnie śpieszyło się do klasztoru. Na ręku jej spoczywał chory od dwóch tygodni, dwuletni wnuczek, sierota. Już od dwóch tygodni dziecko nikło w oczach; nie pomogły mu ani babskie leki, ani zamawianie, ani znachor we Wracy. Modlił się nad nim i pop wiejski, nic nie pomogło. Została tylko ostatnia nadzieja w Matce Boskiej. „Niech się modlą nad nim w monasterze, niech się modlą!” wciąż jej powtarzały wieśniaczki. Spojrzawszy nań dziś po południu, przeraziła się, dziecię było, jak martwe. Śpieszmy się, a może