Przejdź do zawartości

Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1872 No8 part5.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Mów pan prawdę, to zawsze najlepiéj. Cóż czy umarł...
— Szczerze mówię że nie wiem... Mógł umrzeć, to pewna, ale może i żyje. Nie chciałem i niespieszyłem się dowiadywać.
— Bądź pan szczerym.. sucho dodała kobieta.
— Szczerze mówię, niczego pewny nie jestem.
— Więc umarł, cicho szepnęła Sciańska.
Greifer udał zakłopotanego, ruszył ramionami, nie odpowiedział nic, dozwalał się domyślać.. Rachował że w ten sposób rzucając wątpliwość, mógł na tamten świat usuwając współzawodnika, plac sobie oczyścić bo kłamać wyraźnie nie chciał.
Umówionem było między Elwirą a Sciańską, że gdy rozmowę dokończy, da jéj znać kaszlaniem, o co trudno nie było, bo biedna kobieta często bardzo miewała paroksyzmy podobne..
Zakaszlała więc pani Ściańska. Greifer siedział wpatrując się w nią, zamyślony, kombinując o ile i jak będzie mógł ze szczęśliwego trafu, który tu umieścił dobrze mu znaną osobę, skorzystać.
Właśnie miał usta otworzyć, chcąc się układać znowu, gdy drzwi się uchyliły i Elwira narzucając jeszcze szal na ramiona, jak gdyby wyjść spieszyła ukazała się w progu. Greifer wstał szybko i zbliżył się na kilka kroków do niéj, układając minę i postawę kondulencyjną.
— Bardzo przepraszam żem wyjść nie mogła.
— Przybywszy do Berlina, nie mogłem się powstrzymać bym pani nie złożył uszanowania, odezwali się prawie razem.....
— Znajdujesz mnie pan w żałobie po najlepszéj z matek, rzekła Elwira cicho..
Usiedli, Pani Sciańska spuściła oczy na swoją robotę.. milczenie trwało chwilkę. Rozmowa trudna wszczęła się od rzeczy trywialnych, a toczyła o obojętnych.... Greifer był nadskakująco grzeczny, czuły i napastliwie cisnący się do bliższéj znajomości. Elwira zimną i obojętną. Ile razy trochę poufalej, szezerzéj poczynał pan Stanisław, sprowadzała rozmowę na coś zupełnie obcego i ogólnego. Naostatek pani Sciańska widząc że się Elwira męczy, wstała i rzekła.
— Ale godzina.. w któréj miałyśmy jechać.
— A! przepraszam, mimowolnie stałem się przeszkodą do spełnienia jakiegoś projektu... więc żegnam. Może będę mógł to sobie wynagrodzić.
Nie odpowiedziano mu nic, pożegnano zimno i wyszedł...
Zaledwie drzwi się za nim zamknęły, Elwira gorączkowo, pospiesznie przybiegła do Sciańskiéj.
— Cóżeś się pani dowiedziała?
Towarzyszka zagryzła usta, wahała się chwilę... pomiarkowała że zwiastunką smutnéj nowiny być niepowinna. A! pani, zawołała nie mogłam nic na nieszczęście dobyć z niego. Powiada tylko że był chory, ale co się stało, nie wie.
— Nie wie? to być nie może! krzyknęła Elwira, to nie może być, powiadam pani!. To mówiąc chwyciła się za serce i padła na krzesło, ale wnet miarkując że się z uczuciem zdradziła, wstała.
— Nie pojmuję żeby mógł nie wiedzieć, nie chcieć się dowiedzieć, to nie naturalne.
— Ja to także znajduję, lecz.. powiedzieć nic nie chciał, chociażem go badała pokilkakroć.
— Cóż pani z tego wnioskuje?gorąco poczęła Elwira. Znasz pani ludzi lepiéj ode mnie.. to leży jak na dłoni iż nie mógłby zostać w niewiadomości, dla czego powiedzieć nie chce?
— Pani możesz lepiéj to ode mnie odgadnąć, cicho odezwała się Sciańska, ja stosunków nie znam Elwira zaczęła się przechadzać po pokoju zadumana, niespokojna...