Przejdź do zawartości

Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1872 No8 part1.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W parę dni po przyjeździe, szukając sobie podeszłéj towarzyszki do domu, trafiła Elwira na panią Sciańską, osobę niemłodą, dobrze wychowaną, wdowę po zamożnym niegdyś obywatelu, którą jéj zachwalono wielce. Była ono rodem z Galicji i przy pierwszem poznaniu się, gdy rozmowa z powodu choroby nieboszczki zwróciła się na wody, Krynicę, na towarzystwo tam widziane, pani Sciańska dowiodła że wszystkie osoby te, o których Elwira wspominała, znała dobrze lub wiele o nich słyszała.
W ogóle pani ta, która nie lubiła opowiadać o sobie, w jaki sposób znajdowała się w położeniu zmuszającem ją szukać przytułku w cudzym domu, z przeszłości znać miała rzadką znajomość osób, rodzin, związków, szczególniéj klasy zamożniejszych w różnych prowincjach.. Żadnego prawie nazwiska nie można było przy niéj wymówić, nie wywołując jakiegoś komentarza i wiadomości o niem. Lecz gdy Elwira parę razy rzuciła pytanie, gdzieby te osoby spotykała, pani Sciańska, trochę zarumieniona, zbywała odpowiedziami nic nie mówiącemi. Osoba była niemłoda, znać dawniéj piękna, ale przed czasem chorobą czy zmartwieniem przybita i zniszczona, żółta jéj cera, gęste zmarszczki, włos miejscami posiwiały pasami, dziwnie się sprzeczały ze wzrokiem oczów czarnych, ognistych i przenikliwych.Zamknięta w sobie, mało mówiąca, zamyślona, ożywiała się tylko, gdy w rozmowie wspomniano osoby, które dawniéj znała, naówczas jakby przeszłość ta, w któréj żyła, ją natchnęła, poruszała się, zapominała o teraźniejszości i odpowiadała z żywością wielką, póki rzeczywistość, wrażenie jakie obecne, ust jéj nie zamknęło...
Pani Sciańska przystała na wszystkie warunki, obiecała się zastosować do Elwiry zupełnie i jak najmniéj jéj zawadzać. Znać było, że gotowa była spokojny i wygodny przytułek jak największą powolnością i ofiarą opłacić. Gdy się po ugodzie sprowadziła do domu, Elwira poznała z łatwością po tem co z sobą przywiozła, po szczątkach wytwornych a zniszczonych dawnéj zamożności, przeszłość szczęśliwszą i ubóstwo tajone, niezmierne. Z wielką wprawdzie sztuką umiała ona maskować tę złoconą nędzę, ale bystrzejsze oko natychmiast jej dostrzedz mogło...
We dwa czy trzy dni po przybyciu, gdy Elwira spodziewała się że się do niéj zbliży, że zwolna poznawać ją lepiéj zacznie, przekonała się ze smutkiem, iż głąb téj zranionéj duszy na wieki był dla niéj i wszystkich zamknięty. O sobie nigdy ani słóweczka, ubocznie nawet unikała wzmianki o tem, gdzie była, zkąd wyszła, co ją do tego stanu przywiodło. Smutna, cicha, pokorna siadała sobie w kątku z robotą, która jéj ręce zajmowała, oczy wlepiała w swą kanwę lub pończochę i zdawała się ani widzieć ani już słyszeć co się do koła niéj działo.. Budzić ją było potrzeba, gdy się co pytano.. odpowiadając wra-