Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1872 No6 part6.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zdrowie pani Domskiéj pomimo starań najczulszych córki, ponawianych narad lekarzy i zapewnień ich iż żadne nie grozi niebezpieczeństwo, coraz się jednak pogorszało. Oczy córki najlepiéj to widziały i ocenić mogły. Smutek, apatia, potem niepokój i zniecierpliwienie naprzemiany nią owładały. Były dnie w których nieprzemówiła słowa lub odpowiadała roztargniona, a po nich następowały groźniejsze jeszcze gorączkowe pytania, troski, zajmowanie się drobnostkami i przeczucia groźne we wszystkiem... Elwira zapomniawszy o sobie, ciągle była z nią, a pracowała nad sobą tak by matka domyśleć się nawet nie mogła.. co miała w duszy.
Jednego wieczora po takim dniu milczenia i jakby osłupienia, Domska siadła na łożku i chwyciwszy rękę córki długo patrzała na nią, aż się we łzy rozpłynęła...
— Dziecko moje, zawołała, nie chciałabym cię przestraszać, ale czuję że życie uchodzi, że mi go pozostało nie wiele... że umrę prędko. Śmierć! to nic ale cóż się stanie z tobą? Tyś sama jedna w świecie ty nie masz nikogo! Krewni ojca mojego wyparli się nas dawno, rodzina twojego nas znać nie chce.. Jak ja cię porzucę, komu cię powierzę? Tyś młoda, niedoświadczona... a! nie mogę pomyśleć o tem..
— Niech mama nie myśli.. przerwała Elwira, ten niepokój pochodzi z choroby i z nią przejdzie... te przeczucia są także nerwowem osłabieniem.. doktór zaręcza...
— A! ci doktorzy, odezwała się Domska, oni o tem sądzą co zobaczyć mogę.. a co ja czuję, tego nie widzi z nich żaden. Zmęczona jestem życiem.. nie mam już do niego siły.. Będę żyć czy nie, nam pomówić trzeba.. ty mi musisz powiedzieć, na czyją cię oddam opiekę.. Wybór tak trudny!
Próżne były pytania. Elwira płakała i mówić nie chciała o niczem. Drugiego dnia gdy nadszedł Geheimrath, który był przyjacielem domu, skorzystała, Domska z chwilowego oddalenia się córki.
— Kochany radzco rzekła, znasz moją historję i położenie, wiesz żem sama na świecie.. Śmierci któréj zbliżanie się czuję nie obawiam się wcale, powiedz mi otwarcie, na wiele czasu rachować mogę?
Geheimrath strzepnął rękami oburzając się przeciwko tym, jak je nazwał, chorobliwym imaginacjom. Domska zmilczała.
— Nie mówmy więc o tem; dodała, ale znając położenie moje, na wszelki wypadek, radź mi kogo mam córce wyznaczyć za opiekuna?
Doktór zmierzył oczyma chorą.
— Pani nie masz wcale powodu z tem się spieszyć, lecz jeśli się jéj podoba zawcześnie coś ułożyć.. radźmy.. któż jest z rodziny?
— Nie ma nikogo.. to wiecie..
— Z waszéj?
— Ta się nas także wyparła...
— Szukajmy między przyjaciołmi.
W położeniu pani Domskiéj i o tych było trudno. Żyła z niewielu bliższemi osobami ściślejszych z nikim nie zawierając stosunków. W klasie średniéj do któréj należała teraz, trochę ją uważano za arystokratkę, szlachectwo dawne odgradzało ją od ludzi nowych niedowierzających zawsze tym, co do ich obozu przeszli z drugiego zwanego nieprzyjacielskim.
Z dawnego świata, z którym zerwała, mało kto zbliżył się do niéj, obawiając otrzeć się razem o towarzystwo, jakiego się wkoło niéj domyślano. Mając córkę dorastającą, Domska musiała też być wielce oględną z przyjmowaniem w swym domu i zawiązywaniem bliższych znajomości. Średnia klassa jest prawie tak drażliwą jak dawna arystokracja, tam gdzie przed nią nie biją czołem i nie otwierają podwoi na rozcież, cofa się z obrażoną dumą. W domu pani Domskiéj bywał pan Geheimrath, stary nauczyciel