Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1872 No6 part2.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Żałuję bardzo że końca jej domyślając się tylko, doczytać nie będę mogła, bo muszę wyjeżdżać. Już też dosyć mam Krynicy i jéj rozkoszy.. Od kąpieli dostałam strasznéj wysypki, od Prezesowéj plotek formalnéj niestrawności, od widoków tego romansu hrabinéj mam obrzydliwość emetykową. Żal mi biednéj kobiety, to pewna że zacna i poczciwa, ale głowa przewrócona, serce jakieś nienasycone i kapryśne... a pozory ją potępiają, itd.
Był jeszcze i przypisek następujący..
W chwili gdy list miałam zamykać dowiaduję się, że chory ma się gorzéj.. posłano po operatora do Krakowa, który osądzi czy odjęcie ręki jest koniecznością. Nawet mi go żal.. bo zawsze to kalectwo! Greifer już chodzi z ręką na temblaku. Policja im ma wytoczyć proces. Hrabina cała we łzach. Widziałam ją w kapliczce klęczącą, zapłakaną, trzymającą chustkę na oczach przez całą mszę i niepodnoszącą głowy.. Anglik sam pojechał po doktora... Goście nasi się rozjeżdżają chociaż deszcze ustały... Ja już muszę też do domu spieszyć, bo mi mąż pisze że się beze mnie nudzi. Bardzo poczciwe człeczysko.. itd...
List doczytawszy po cichu pani Domska wcisnęła go pod poduszkę, Elwira upomnieć się o resztę nowin nie doczytanych nieśmiała. Miała ich też zadosyć i bolesnych. Owa czułość hrabiny dla Pilawskiego nie tyle ją dotknęła, co niebezpieczeństwo w którym zostawał, przywiązania jego była pewną, a nie mogła się dziwić, że ten którego kochała, nie i starając się nawet, mógł czyjeś pozyskać serce. Trudnoż mu było choremu, opierać się czułym przyjacielskim staraniom hrabiny, które też, jak to zwykle bywa, z pomocą Prezesowéj i jéj podobnych plotkarek, mogły być fałszywie i złośliwie tłumaczone.. To co wyczytała przeraziło ją, kalectwo naprzód, cierpienie, potem niebezpieczeństwo które grozić mu mogło. Nie chcąc przed matką okazać boleści ściskającéj serce i mimowolnie malującéj się na twarzy, Elwira wyszła powoli do swego pokoju, co matkę zaniepokoiło więcéj jeszcze. Zadzwoniła natychmiast na jedną z panien swoich i kazała córki poprosić. Po chwili dość długiéj oczekiwania, Elwira przyszła z oczyma zapłakanemi ale usiłując panować nad sobą. Domska zapomniała o wszystkiem, prócz cierpienia dziecięcia, niemiły jéj ten Pilawski, stał się jeszcze wstrętniejszym, gdyż z jego przyczyny Elwiry spokój i szczęście było zachwiane... Byłaby go wreście tolerowała już i przejednała się z nim może, byle córki usta znowu się jéj uśmiechnęły a czoło zaświeciło dawną pogodą.
— Dziecko moje, co ci jest, dla czegoś wyszła? płakałaś? zawołała Domska. Mój Boże, po co się już z tem taić, tyś się do tego człowieka przywiązała.. Przekonajże się z tego listu, dodała wyciągając go z pod poduszki i oddając córce, że on nie jest wart czystego serca twojego. To bałamut jakiś. Patrz, co Jaworkowska pisze o hrabinie, juściż to kobieta... nie mogła by się tak kompromitować bez nadziei wzajemności. A ty nabiłaś sobie nim głowę i mój Boże, mój Boże! Co tu począć! łzy potoczyły się jéj z oczów.
Elwira przyklękła przy łóżku i chwyciła jéj rękę.
— Mamo! mameczko, zawołała, czego się martwisz? po co płaczesz! Znasz mnie, wstydu ci nie uczynię a jeślim mimowolnie dała uczuciu zawładnąć sobą, wierz mi, nie wina moja... Potrafię się prze-