Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1872 No5 part5.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się też nic złego nie stanie, bo Pilawski zacny człowiek.
— Moja droga baronowo, westchnęła hrabina, to jest osobliwsza rzecz, ja siebie poznać nie mogę..
Ten pojedynek dopiero napełnił mnie prawdziwym strachem o siebie. Byłam najpewniejszą że tego Pilawskiego sobie z głowy i serca wybiłam, że Anglika wolę.. że... Otóż ci się przyznam choć mi wstyd, czuję w téj chwili...
Zniżyła głos hrabina.
— Że gdybym go straciła — nie przeżyłabym téj straty..
— Cichoż! cicho! na Boga! kładnąc palce na ustach i wskazując drugi pokój w którym były panny — odparła Ormowska.. nie mów że tego tak głośno.. po cóż wszyscy o tem wiedzieć mają.
Hrabina oczy sobie zakryła chusteczką.
— Zła jestem na siebie — nie mogę tego sobie przebaczyć. Ja com panowała zawsze nad sercem.. proszę cię.. a teraz.. Upokarza mnie to.. I tak jestem smieszną, dodała, że się boję.. boję się.
— Ale o cóż znowu?
— W tych pojedynkach niewiedzieć komu szczęście służy.. westchnęła Palczewska.. i załamała ręce. Greifer źle strzela, ale przebiegły i zły, a tamten prawy i szlachetny. Na téj głupiéj ziemi naszéj moja Baronowo, prawie zawsze szczęście służy tym co go nie są warci. Spuściła oczy.
W téj chwili tentent dał się słyszeć pod oknem, hrabina oczy podniosła zobaczyła Wiliama, i nie czekając by wszedł do pokoju, gwałtownie otwarła okno i wychyliła się wołając: Co się stało?
Anglik rękę tylko podniósł do góry i wskazał że idzie. W progu obłocony jeszcze się otrzepywał od deszczu, a hrabina stała już nad nim..
— Kto ranny? Greifer.. mów, na miłość Boga kto ranny — wszak nie on?
— Obadwa, rzekł anglik chłodno.
Palczewska uderzyła w ręce, padła na kanapkę, porwała się natychmiast.
— Jakaż rana?
— W rękę.. kość strzaskana.
— A! mój Boże! zawołały kobiety.. A tuż z drugiego pokoju nadbiegły panny, z garderoby sługi, z ulicy ciekawi i otoczyli kołem anglika..
— Jakże Greifer mógł go ranić!
— A tego to przyznam się że nierozumiem, począł William powoli. Strzelali się w szopie, bo na deszczu nie było podobna.. Greifer wystrzelił pierwszy.. trafił w rękę. Pilawski mimo bólu i krwi, miał dosyć przytomności żeby wycelować i oddać mu słowo w słowo taką samą ranę w lewą rękę. Pojedynek osobliwy.
— Powinien go był zabić! w pierwszym przystępie gniewu zawołała hrabina — po co takie trutnie żyć mają, żeby poczciwych ludzi czernili i kaleczyli.... Wydawszy się temi wyrazami z sympatją dla Pilawskiego, którą anglik zdawał się obserwować z zajęciem, pani Emilja wybiegła do ludzi, aby natychmiast powóz szedł po chorego. Dla pośpiechu niedowierzając pannie Salomei, bez parasola wyszła na deszcz i dotarła sama aż do stajni. Wszyscy patrzali na to ze zdumieniem wielkiem. Ormowska nie tyle była zgorszoną, jak raczéj litowała się nad biedną hrabiną. Wróciła ona po chwili zmokła i ze łzami w oczach.
— Panie Williamie, rzekła poufale podając mu rękę, bądź tak dobrym — jedź po niego... pilnuj go.. a ja ci go polecam, ja go kocham jak brata..
Na brata Anglik odpowiedział wejrzeniem pełnem wyrazu, dosyć tęsknem, hrabina nie spostrzegła go nawet. Daj mi wiedzieć, dorzuciła szybko, daj mi wiedzieć jak tylko przybędzie.. ja pójdę do niego, do Greifera niech sobie idzie kto chce..