Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1872 No4 part5.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A czemużeś mi wczoraj nie dał znać, trutniu jakiś? powtórzył Szaraczek — skaranie Boże. I porwał się jak stał ze stróżem iść na górę. Gdy do drzwi zastukali, szewc i cała jego rodzina wyszła do sieni, potwierdzając co stróż doniósł, iż u sąsiadki życia znaku już drugi dzień nie było że przed trzema dniami słyszeli stękanie i jęki, potem płacz cichy dziecka.. potem już nic.
Szaraczek na dobre począł się do drzwi dobijać, ale z wnętrza głos się żaden i nie odezwał. Posłano zatem po śluszarza i drzwi po części wyłapawszy otworzono. Boleśny widok przedstawił się oczom ciekawych.. W izbie pustéj na sienniku, leżała kobieta znać już oddawna skostniała, sina, umarła.. Przy jéj boku spało gorączkowym snem dziecko, przytulone.. ledwie już żywe od głodu. Znać posłuszne woli matki i nawyknieniu, o nic się do ludzi odezwać nie chciało i czekało przebudzenia ze snu tego, z którego się już nie budzi.. Szaraczek schylił się i naprzód dziecko omdlałe wziął na ręce. Chłopak już nie przytomny, oczów nie otworzywszy zarzucił mu wychudłe rączyny na szyję.. stary się rozpłakał. Natychmiast zniósł sierotkę do mieszkania i posłał po doktora, a sam nie dając nic ruszyć w izbie wrócił ażeby być przytomny obejrzeniu pozostałości. Po Dudzikowéj nie zostało w istocie nic — kilka wystygłych wyszczerbionych garnuszków, trochę łachmanów biednych ani papieru, ani swistka, ani żadnego dowodu kim była. Znano ją jako wdowę od lat kilku pracującą na życie, domyślano się że musiała być z miasta, zapisała się jako Dudzikowa i nikt ją o więcéj nie pytał. Na palcu miała złotą ślubną obrączkę, którą jako pamiątkę zdjął stary dla dziecka, pogrzebem sam się zaraz zajął, i zmęczona życiem istota poszła do grobu.... odpocząć.
Od pierwszéj chwili gdy sierotę wniósł do swego mieszkania Szaraczek, i poczuł ręce te na swéj szyi konwulsyjnie splecione, powiedział sobie w duszy: Sam pan Bóg mi dał to dziecko... innym je daje ze szczęściem mnie zesłał ze śmiercią. Nie ma ono nikogo na świecie i ja nikogo nie mam — mojem będzie. Odżywiono chłopaka powoli ostrożnie, a gdy odzyskał przytomność i począł gwałtownie domagać się matki, któréj już na swiecie nie było, musiano go uspokoić tem że matka sama go tu oddała i kazała mu pozostać dopóki nie powróci. Nie rychło bardzo chłopiec się dał ukoić, zabawić i skłonić, żeby coś innego robił, on zawsze w oknie siedział matki wyglądając. Szaraczek zostawszy w ten sposób ojcem, pierwszy raz w życiu zakłopotał się jak to dziecko wychowa.
Zaniedbał nawet nieco swoje interesa, których pilnować był zwykł nie spuszczając się na nikogo, rozmyślając co z chłopcem robić. Uczuł wszakże, iż mu cel w życiu przybył, że mu się przyszłość jakoś otwarła jaśniejsza, że mógł odżyć w tem dziecięciu. Lecz jak w innych sprawach tak w téj nie radząc się nikogo prócz własnego instynktu i rozumu, postanowił rzeczy nie robić przez połowę, lecz wziąwszy raz i sierotę wziąść ją istotnie jako syna i przyszłego spadkobiercę. Chłopak mu się też podobał, żywy był, roztropny, pojętny i przywiązujący się..
Po dwóch czy trzech miesiącach gdy długo samotny stary wracając do domu, słyszał srebrny głos dziecięcy widział go biegnącego przeciw sobie z otwartemi rękami i czuł tulącego się do piersi.. był jak nigdy szczęśliwym, i płakał z radości. Niech tam sobie familja robi co chce i psy na mnie wiesza.. jeśli się jéj podoba, ja tego chłopca adoptuję i koniec. Posłał po adwokata przyjaciela swojego i zamknął się z nim na radę.
— Słuchaj panie Józefie, rzekł mu — zwołałem cię tu na radę to prawda, ale com postanowił temu