Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1872 No2 part8.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— No, tak! tak! rzekł poważnie — nie ma on się tu z czem taić.. nie masz waćpan przedemną robić sekretu. Jam go wnet się domyślił.
— Ale dali pan — zawołał rozgrzany jakoś Jerzykiewicz — mnie tam nic do tego wszelako — tego.. pan dobrodziéj uprzejmym jesteś człowiekiem nie chciałbym go zostawić w błędzie — nie powiem nic, bo mi gadać niewolno tylko tyle, że tak nie jest! tak nie jest!
— Daj już pokój! wiem że ci gadać niewolno... to dosyć — a ja co wiem to wiem!
Jerzykiewicz patrzał i znowu począł się śmiać. P. Karol śmiał się także, dolał kieliszek, i tak zażyli jak to po staroświecku mówiono — w czasu sobie, uśmiawszy się do woli.
— Ja od waćpana niewymagam, ani żebyś mi jego nazwisko mówił, ani żebyś zakaz przestępował. Owszem jeśli p. Pilawski chciał zostać incognito, miał pewnie swe powody ku tomu, szanujmy je... Wielcy panowie mają wyższe konsyderacje..
Jerzykiewicz ręką machnął, kieliszek wywrócił i od stołu wstał, bo mu śmiech usiedzieć nie dozwalał Na tem się też skończyło. Surwiński go uściskał, dopili do lagrów, pocałowali się, pożegnali i stary miał odchodzić, ale mu pewna uwaga przyszła — zawrócił. Słuchaj asindziéj, rzekł do ucha zdumionemu Jerzykiewiczowi. Uważałeś waćpan tego co tu siedział, tu z początku obiadu? To ciekawiec któryby rad z asindzieja co wyciągnąć — będzie na niego polował, proszę cię nie daj mu się.
Elegant zapewnił, że wcale się w rozmowę nie wda i tak się nareszcie rozeszli.
Korzystając z wieczora Jerzykiewicz z cygarem poszedł przechadzać się po lasku.


Po lasku właśnie chodziła bardzo piękna panna, z małą dzieweczką.. Była to Elwira z córką pani Jaworkowskiéj i synkiem, która się ofiarowała dzieci przeprowadzić i zabawić mając jakąś nadzieję, iż może — gdzie przypadkiem spotka Gabriela. Czasem są ludzie, którym takie szczęście służy że spotykają tych właśnie, których widzieć pragnęli.
Stało się i tym razem iż los poszczęścił — komu z nich dwojga, nie wiem. Minąwszy bardzo pociesznego Jerzykiewicza, który z cygarem w ustach paradował jakby na teatrze i uśmiechnąwszy się z niego, biorąc go za kuglarza przybyłego do Krynicy by pokazywać sztuki — panna Elwira postrzegła zdaleka nadchodzącego Gabriela. Serce uderzyło... niepomnąc na to, że się może skompromitować, niezważając iż elegant w zielonych rękawiczkach nie bardzo się był jeszcze oddalił, panna Domska pospieszyła wprost ku niemu. Po jéj twarzy zdala poznać mógł, iż smutne jakieś wrażenie nie znikło z niéj, zwiększyło się raczéj niepokojem.
— Na miłość Boga, zawołał przystępując żywo Gabriel — co pani jest? byłaś pani chora! tak? ale to nie choroba zmieniła jéj rysy i oblokła je tym smutkiem.. jeśli mam choć odrobinę łaski...
Elwira chciała mówić, ale mała Jaworkowska w wielkich pretensjach, stawiła się tuż przy niéj nieodstępując na krok, zwytężonym wzrokiem i słuchem: rozmowa stawała się niepodobną. Oczyma wskazała Elwira na nią: szczęściem, tak się już tego dnia wszystko składało, że despotyczny braciszek przyszedł się od niéj domagać, aby poszła z nim grać w wolanta i owa słuszna panna, wyrzekłszy tylko po cichu — te nieznośne dzieci! za panem bratem pójść musiała.
— Co pani jest? powtórzył Gabriel.
— Co mi jest! odezwała się smutnym głosem