Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1872 No2 part7.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wprędce przekonał Greifera, iż nienależał do wybranych, którzy się po salonach obracać zwykli.
— Chłopak wyelegantowany jak perukarz na niedzielę, a — osioł, rzekł Greifer — cóż ou może za rolę odgrywać przy tym pryncypale?
Im więcéj mówił pan Jerzykiewicz, tem się bardziej plątał. Sam Surwiński odkrył, że musiał to być oficialista miejski, zapewne z głównéj kancellarji gdyż o wsi, lasach, polach itp. plótł androny. Greifer się niecierpliwił i powtarzał sobie — osioł!
Tak przeszła sztukamięsa i dojechano do naleśników z powidłami.
Surwiński dotrzymywał placu uparcie. Pan Stanisław zniecierpliwił się. Oba patrzyli na siebie koso. Gdyby mi ten świeżo wypieczony salonowy filar nie przeszkadzał, dawno bym był w domu — mówił Surwiński. Żeby nie ten stary nudziarz, we cztery oczy zrobiłbym z nim co chciał, wzdychał Greifer. Jerzykiewicz zaś, po drugiéj szklance wina, oddawał sobie sprawiedliwość. Jeśli się co chcieli ze mnie dowiedzieć — bardzo się oszukają — oho!
Pan Stanisław znudzony zapalił drugie cygaro, ukłonił się, trzasnął drzwiami i poszedł, Surwińskiemu oczy zajaśniały — przysunął się z krzesełkiem do Jerzykiewicza.
Miał on starą metodę jeszcze zbliżenia się do ludzi, prostą ale skuteczną. Zadzwonił — chłopiec w kamizelce wszedł.Daj ty mi tu butelczynę starego węgrzyna i parę kieliszków... rzekł do niego.
— Parę kieliszków? podumał Jerzykiewicz, cóż to on myśli?
Chwilę trwało uroczyste milczenie, obiad się kończył. Jerzykiewicz niepostrzegłszy się kwaskowatego Vöslauera dopił do dna. Było mu jakoś dobrze na świecie, zapalił cygaro.
— Państwo tam w téj Warszawie dobrych cygar nie macie! rzekł Surwiński — pozwolisz, szanowny panie, że mu będę służył suchem i co się zowie smacznem.
Elegant przestraszył się nieco i począł kłaniać, ale jakże było cygara odmówić.
— Kieliszeczek węgierskiego? zapytał stary.
— Ale panie dobrodzieju — ja tego — ja tego, ja nie tego, bąkał Jerzykiewicz. Prawdziwie żeby nie było zanadto, i cóż ja nieznajomy.. przecież niezasłużyłem.
— Daj mi pan pokój, ozwał się pan Karol, ja stary, wać pan młody — ja tu w domu, waćpan podróżny... u wód, taki zwyczaj — nie rób ceremonji. Jerzykiewicz przyjął kieliszek, skosztował — po Vöslauerze wino mu się wydało przedziwne.
— Co się zowie! zawołał napiwszy się.
— Bo to tu Węgry tuż, zapasem — odezwał się Surwiński. Zabawisz tu pan długo?
— A! nie, choćbym chciał.. muszę wracać..
— Do interesów! dodał p. Karol.
— A no tak... jest tego na głowie.
— U wielkich panów, w wielkich dobrach to tak zawsze, rzekł niby bardzo naturalnie p. Karol chcąc podchwycić oficialistę wielkiego pana. Spojrzał, a Jerzykiewicz postawiwszy kieliszek, zaczął się śmiać i śmiał się ale śmiał się jak by najdowcipniejszy koncept usłyszał. P. Karol myślą swoją przejęty, był pewien iż śmiech pochodził z tego, że on tak doskonałe odgadł.. i sam też śmiać się z radości począł a nieznacznie kieliszek Jerzykiewiczowi dolał. Staremu aż łzy z oczów popłynęły..
— Na Pilawskiego dosyć spojrzeć, dorzucił cicho P. Karol, pozna w nim każdy łatwo wielkiego pana i pana z antenatów.
— Hę? podchwycił już nie śmiejąc się, ale okrutnie zdziwiony Jerzykiewicz..
Surwiński był pewien że go pochwycił.