Strona:Wielki nieznajomy by JI Kraszewski from Tygodnik Mód i Powieści Y1872 No2 part5.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

może więcéj niż pierwszy był interesowanym wywiedzieć się dokładnie od tego, jak sobie wyobrażał oficjalisty pańskiego — o panu. Oba więc czyhali na młodzieńca w lakierkach, obiecując sobie jeść z nim obiad w hotelu Warszawskim.. Jerzykiewicz ani się domyślał nawet iż nań spiski knuto.
Zamknięty na klucz z pryncypałem, zmęczył się rozmową z nim i jakiemiś rachunkami aż do godziny późnéj, tak iż w hotelu Warszawskim czas obiadowy przeszedł. Pilawski zapomniał też o stawieniu się na obiad do hrabiny i przysłano po niego, a że drzwi były zamknięte musiano stukać i dobijać się. Gabriel przestraszony uchyliwszy drzwi zapewnił kamerdynera, iż natychmiast przychodzi, papiery jakieś ze stołu zrzucił do kuferka, eleganta uwolnił a sam pobiegł co prędzéj do pani Emilji — bo zupa była rozdana i nie czekając nań zajadano.. Nie spytano go przez grzeczność gdzie był i dla czego się tak zabawił. Pilawski też nie tłumacząc się siadł. Rozmowa hrabiny z anglikiem była niezmiernie ożywioną.
Tymczasem nieszczęśliwy ów elegant, którego zamiast wdzięczności pryncypała spotkała wymówka, po co przyjechał zmęczony drogą, utrapiony piekącemi ciasnemi lakierkami, głodny, wyszedł z hotelu pod Różą, nie myśląc o niczem tylko ażeby coś przekąsić.
W Warszawskim dawno było po obiedzie. Grejfer i Surwiński palili cygara w jadalni przechadzając się — obrus jeszcze był na stole.. i dwie solniczki osamotnione jak wyspy na oceanie poświadczały o zjedzonych przysmakach... Gdzieniegdzie walały się okruszyny chleba i czerwony Vöslauer zostawił ślady starannego farbowania jakiemu uległ w fabryce. Pan Jerzykiewicz wszedł, zmierzył okiem stół i westchnął, zanim nadbiegł uprzejmy gospodarz.....
— Czy pan jadł?
— Nic, od rana — nic w gębie nie miałem — smutnie odezwał się Jerzykiewicz.
— Zupą, sztuka mięsą i naleśnikami służyć mogę — rzekł właściciel hotelu. A wino?
— Pół butelki czerwonego, bąknął nieśmiało elegant, i — gdyby tak był kieliszek wódki?
— Żytniéj, kontuszówki czy kminkowéj? przerwał z pewną dumą wyliczając swe zapasy gospodarz.
— Co z brzegu to nieprzyjaciel! weseléj bąknął Jerzykiewicz, i usiadł na krześle. Tu rozpoczęła się operacja zdejmowania obcisłych rękawiczek, z pod których wyszły zmoczone i krwią nabiegłe ręce na światło dzienne.. A że dzień był gorący, zielona barwa glansowanych rękawic umarmuryzowała pięknie dłonie eleganta. Popatrzał na to melancholicznie i zdawał się godzić z przeznaczeniem.
W czasie tego epizodu, Surwiński i Grejfer z cygarami przechadzali się po obu stronach stołu, jeden od drzwi do komina, drugi od komina do drzwi. Surwińskiemu los pobłogosławił tak, iż z jego strony siadł Jerzykiewicz, miał więc nadzieję że prędzéj rozmowę zawiązać potrafi. Greifer rachował na swą zręczność i śmiałość, na obycie się ze światem pod Baranami, w Łańcucie i Krzeszowicach.
Chłopak en manches de chemise, przyniósł naprzód wódkę, któréj spory kielich nalał sobie gość i wypił jak należy, z widocznem zadowolnieniem... Potem solił chleb i jadł głodny. Oglądał się na chodzących kiedy niekiedy, lecz nieokazując ochoty do rozmowy. I Surwiński i Greifer myśleli od czego by począć. Tylko pan Karol czujący współzawodnika w panu Stanisławie — rachował. Jak ja pocznę, to ten się przyczepi, wmięsza i zbierać będzie owoce. Nie — zmilczę, niech on zacznie. Greifer śmielszy stanął naprzeciw Jerzykiewicza, sparł się oburącz o stół, popatrzał i rzekł: